Ale jego najnowszy komentarz „Wildstein zainspirowany III Rzeszą” na stronie wyborcza.pl przekracza wszelkie granice złej woli. Wieliński przeczytał, że w swoim tekście „Przemoc w służbie postępu” Bronisław Wildstein przypomniał sposób myślenia Ernsta Roehma wodza nazistowskich bojówek S.A. i jednocześnie zadeklarowanego homoseksualisty, który gdy był u władzy, na jednej z libacji miał ogłosić: „Jeśli narodowi niemieckiemu nie podobają się moje upodobania seksualne, to ja go za mordę zmuszę, aby je polubił”.
Na tej podstawie Wieliński ogłasza, że mój redakcyjny kolega fascynuje się sposobem, w jaki Hitler rozprawił się z homoseksualistami noszącymi brunatne mundury SA. w trakcie tzw. nocy długich noży z 29 na 30 czerwca 1934 r. Wieliński pisząc, że „Roehm nie był jedynym homoseksualistą” i że był ofiarą nazistowskiej zbrodni, sugeruje, że zgładzenie Roehma na rozkaz Hitlera nadaje mu wymiar tragiczny.
Przeczytałem raz jeszcze z uwagą tekst Wildsteina. Wszelkie sugerowanie, że pochwala on Hitlera czy III Rzeszę to wyjątkowo podła insynuacja. Obojętność Bronka wobec walki między dwoma frakcjami politycznych gangsterów jest zgoła czym innym. Na podobnej zasadzie trudno szukać wzniosłości w losie szefa NKWD Gienricha Jagodę zgładzonego przez Nikołaja Jeżowa. Natomiast przechwałki Roehma, że jego chłopcy z SA nauczą Niemców tolerancji pokazują, że bywali homoseksualiści rojący na temat narzucania powszechnej akceptacji dla ich preferencji seksualnych drogą wzięcia społeczeństwa za twarz.
Nie jest to żadne uogólnienie, że wszyscy homoseksualiści mają takie ciągoty ale przypomnienie, że rewolucje polityczne skłaniały niekiedy wojujących homoseksualistów do pomysłów na zadekretowanie zmian obyczajowych siłą. Na podobnej zasadzie zwolennicy oddzielenia Kościoła od państwa powinni pamiętać, że w wydaniu bolszewików owo oddzielenie miało formę burzenie cerkwi i rozstrzeliwania prawosławnych kapłanów.
A fakt bycia ofiarą III Rzeszy sam z siebie nie jest przepustką do statusu politycznego wzorca. W III Rzeszy masowo prześladowano komunistów, a jednak Niemcy szanując indywidualne cierpienia członków KPD pamiętają, że gdyby w 1933 roku do władzy doszli nie naziści, a bojówkarze spod znaku sierpa i młota, stosowaliby wobec swoich przeciwników z demokratycznej opozycji równie bezwzględne metody jak gestapowcy. To dlatego w tylu miastach byłej NRD - choć nie we wszystkich – Ernst Thaelmann, lider KPD jako patron ulic czy szkół został zastąpiony przez innych demokratycznych patronów.