Niemcom powodzi się doskonale. Na dobrą sprawę zapomnieli już o kryzysie, nie boją się bezrobocia, zarabiają coraz więcej i są bombardowani statystykami dowodzącymi, że – przynajmniej w gospodarce – wszystko jest w jak najlepszym porządku. Gospodarka ma w tym roku osiągnąć wzrost nienotowany od czasu zjednoczenia Niemiec. Teoretycznie powinni więc być zadowoleni ze stworzonego przed rokiem rządu koalicji chadeckiej CDU/CSU oraz liberalnej FDP. Pytani o zdanie, wystawiają jednak gabinetowi jak najgorsze oceny.
Ośmiu na dziesięciu obywateli uważa, że rząd działa źle, jest wewnętrznie skłócony i zdecydowanie za dużo czasu poświęca na utarczki we własnym gronie. Obywatele są zawiedzeni. – Dla Niemców liczyła się zawsze bardziej przyszłość niż to, co już osiągnęli – tłumaczy Werner Patzelt, politolog związany z CDU.
„To wymarzona koalicja” – stwierdziła przed rokiem kanclerz Angela Merkel po wyborach wygranych przez partie chadeckie i rekordowym wyniku FDP. To już jednak odległa przeszłość. Partie chadeckie, zwłaszcza CDU pani Merkel, tracą na popularności z każdym miesiącem. Równocześ- nie FDP przestała się
w zasadzie liczyć jako poważna partia polityczna, balansując na na granicy 5-procentowego progu wyborczego. Gdyby wybory odbyły się w najbliższą niedzielę, obecna koalicja rządowa mogłaby liczyć wspólnie na zaledwie 35 proc. głosów. Alternatywna konstelacja złożona z SPD i Zielonych cieszy się zaś poparciem prawie połowy (47 proc.) obywateli. Przed rokiem było odwrotnie.
– Żaden poprzedni rząd RFN nie roztrwonił społecznego zaufania w taki sposób, jak to zrobiła obecna koalicja wyborcza – twierdzi Frank Walter Steinmeier, szef frakcji parlamentarnej SPD. Ma on całkowitą rację.