Szanuję prezydenta Bronisława Komorowskiego. Rozumiem też, że jako głowa państwa chce on być reprezentantem wszystkich Polaków i dlatego spotyka się z ludźmi z wszystkich obozów politycznych, nierzadko reprezentującymi bardzo różne poglądy. Jednak zaproszenie gen. Wojciecha Jaruzelskiego do uczestnictwa w posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego uważam za wyjątkowo zły pomysł, który będzie miał poważne konsekwencje. Dużo poważniejsze niż się osobom z Kancelarii Prezydenta i jego doradcom wydaje.
Zaproszenie generała uzasadniali oni jego znajomością Rosji i relacjami z tamtejszymi władzami. To wyjątkowo słabe uzasadnienie. Gen. Jaruzelski może być co najwyżej ekspertem od relacji ze Związkiem Sowieckim, który już dawno upadł, oraz od spotkań z towarzyszem Breżniewem. Nie wiem, czy prezydentowi Miedwiediewowi będzie miło, kiedy się dowie, że polskie władze porównują go do Breżniewa. Z tego, co wiem, prezydent Miedwiediew krytycznie ocenia komunistyczną przeszłość Rosji. Wydaje się to więc pomysłem wyjątkowo nietrafionym. Ale to na marginesie. Problem bowiem leży zupełnie gdzie indziej.
[srodtytul]Fałszywa legenda[/srodtytul]
Jak należy odbierać zaproszenie gen. Jaruzelskiego przez demokratycznie wybranego prezydenta III RP? I to nie na prywatną rozmowę, tylko na posiedzenie oficjalnego organu demokratycznego państwa, jakim jest Rada Bezpieczeństwa Narodowego?
Pojawiły się głosy, że to rehabilitacja gen. Jaruzelskiego ze strony władz III RP. Z przykrością muszę stwierdzić, że tak właśnie można to odbierać. Tym bardziej jeśli towarzyszą temu głosy, że gen. Jaruzelski może być nieocenionym doradcą.