Telewizyjna stylistka parsknęła kiedyś śmiechem, kiedy po przymiarce kolejnego garnituru stwierdziłem, że wszystkie są źle uszyte. Powiedziałem coś śmiesznego? Nie, wie pan, po prostu jak już dwadzieścia lat jeżdżę z ludźmi na różne przymiarki, to zawsze każdy mężczyzna, kiedy mu ubranie źle leży, powie: źle uszyte. A każda kobieta, zawsze, ale to zawsze: o Boże, jestem za gruba, albo za chuda... no nigdy, że nogawka za długa, tylko ja mam nogi za krótkie.
Coś w tym jest. Przypomniało mi się, bo rzuciłem jednym okiem na najnowszy „ryality szoł" ? kandydatki na modelki wdzięczą się, licząc na zrobienie kariery, a w jury siedzą jakieś obrzydliwe cioty ze świata mody i mieszają napalone na karierę idiotki z błotem: ty, cycki ci wiszą jak kozie, dupsko masz jak trzydrzwiową szafę, czego tu szukasz z takimi grubymi udami, nie masz w domu lustra, i tak dalej. Im dziewczyna ładniejsza, oczywiście, tym bardziej cioty się na niej wyżywają. Od razu jest materiał na felieton; właściwie nawet na trzy. Pierwszy, to już wspomniana podatność kobiet na takie uwagi i ich generalnie zaniżona samoocena.
Drugi, ciekawszy ? o tym obrzydliwym modelu telewizyjnego widowiska, jaki ostatnio się upowszechnił, polegającego na publicznym ośmieszaniu i poniżaniu idiotów, szczęśliwych, że dzięki pokornemu nadstawianiu się telewizyjnym ubermenschom zyskują sławę. Wcale przecież nie chodzi o to, kto „ma talent" czy zostanie „idolem", tylko o wredną satysfakcję przeżywaną przez telegawiedź, kiedy celebryta wyżywa się na takiej ofierze parcia na szkło jak na burej suce, obsypując ją najwymyślniejszymi obelgami i złośliwościami. Cała kariera Powiatowego, zanim stał się czołowym w celebryckim półświatku lizusem jedynie słusznej władzy, wzięła się ze sprawności i pomysłowości, z jaką ku radości publiki wdeptywał w błoto i obsikiwał jednego po drugim kandydatów na idoli. To zresztą chyba ważna społecznie funkcja: wtłacza się przeżuwaczom do głów bardzo istotny przekaz na temat porządku świata doby mediów elektronicznych, opartego na prawie tych stojących wyżej do poniżania tych co są niżej, i na przyjmowaniu poniżenia w pokorze jako szansy, że przez to awansujesz i wtedy ty będziesz mógł poniżać innych. „Opiniotwórcze" media w nieco inny sposób, ale zajmują się przecież tym samym, sprawowaniem władzy poprzez dystrybucję szacunku i plwocin.
Chociaż jako studium upadku Powiatowy jest w sumie banalny – ot, niszowy dziennikarz muzyczny, czując nadchodzącą starość, postanowił się dobrze sprzedać i kupić sobie porsche czy jak tam się ten kosztowny przedłużacz nazywa. „Byłem anty, byłem alter, lecz mnie kupił Mariusz Walter", rozpowszechniali potem o nim bezsilną fraszkę byli koledzy z branży.
Gdybym szukał modelu do opisania tego szczególnego konformizmu, który warunkuje czasy średniego Tuska, to już lepszy byłby redaktor Liz; do pewnego momentu budował popularność na wizerunku ugłaskanego chłopczyka, sprowadzającego wszystko do tak poczciwych banałów, że nikt nie mógł mu nie przyznać racji. A potem nagle zmienił się w doskonale opłacanego propagandystę, klasycznego „szklanego kondona", wyżerającego milionom telewidzów mózgi i wtłaczającego tam słuszniacką, „antypisowską" papacaję. Ja myślę, że tu wcale nie szło o kasę, nie o nią przede wszystkim ? tym, co ściągnęło faceta na manowce, była przemożna potrzeba podobania się milionom, mówienia im tego, co najłatwiej podchwycą. Gdyby Liz miał nieszczęście żyć w latach trzydziestych w Niemczech, wydoskonaliłby talent i umiejętności w szczuciu na Żydów, wcale nie żeby coś do nich miał, tylko po prostu, bo wtedy akurat to dawało i aprobatę władzy, i entuzjazm złaknionej prostego wyjaśnienia jej problemów tłuszczy.