Radosław Sikorski święcił ostatnio triumfy w wojnie z „językiem nienawiści w Internecie” , ale wśród polityków uchodzi za wielbiciela gadżetów i osobę o dużej fantazji. Która twarz ministra Sikorskiego jest prawdziwa - zastanawia się Piotr Zaremba.

Wciąż chłopięco wyglądający, ekscentryczny w prywatnych kontaktach Sikorski tylko w ten sposób narusza kanony politycznej poprawności. Dawny burzyciel spokoju elity stał się symbolem ostrożnej dyplomacji, którą opozycja uznaje za oportunistyczną. Chce żyć w zgodzie z mediami, z Tuskiem i z dogmatami Platformy, a wreszcie i z europejskimi potęgami - łącznie z  Rosją.

Czy ten „pragmatyzm” szefa MSZ podyktowany jest jego politycznymi ambicjami ?

Na co liczy w przyszłości? Na pozycję następcy Tuska? Na razie stracił łączność nawet z tymi nielicznymi politykami, którzy poparli go w prawyborach (Gowin, Nitras, minister Rostowski). Możliwe, że za jedyną drogę uznał posłuszeństwo i czekanie na rolę delfina. Ale jako człowiek zakochany w sobie ma trudność w pozyskiwaniu poparcia, także w PO. Wśród jego prywatnych znajomych są Roman Giertych czy Kazimierz Marcinkiewicz, ale nie czołowi platformersi. W kampanii prawyborczej słynne były jego gafy: gdy szefowa jednego z regionów zapraszała go do złożenia wizyty, odpowiedział: „Nie mam czasu, ale będę w Krakowie. Wy przyjedźcie do mnie”. Innego szefa regionu zapytał: „A kto u was kieruje regionem?”. To część szerszego zjawiska - Sikorski lubi trzymać na dystans, ludzie poznani przez niego kiedyś w Ameryce mieli wrażenie, że w Polsce prawie ich nie poznaje. Nie umie budować zespołu, co odbija się także na pracy MSZ, gdzie większość indywidualności odpadła z kierownictwa, a jedyną postacią mającą jakiś wpływ na ministra jest szef jego gabinetu Piotr Paszkowski, odgrywający rolę piastuna opiekującego się młodzieńcem - czytamy w tygodniku „Uważam Rze?".