Socjolog Krzemiński powiedział:
„Rzeczpospolita” bardzo już przeewoluowała w kierunku bardzo już tolerancyjnym dla radykalizmu prawicy. Ma jednak pewien dystans do PiS. Dopóki jednak mogę tam jeszcze coś napisać, to nie jest jeszcze aż tak źle. Może jestem jakimś kwiatkiem do kożucha, co niewykluczone. Dla mnie jest to przykre, że gazeta, która była absolutnym wzorcem takiego dziennikarstwa obiektywnego, otwartego, które naświetlało wszystko ze wszystkich stron, w odróżnieniu od „Gazety Wyborczej” w latach 90., stała się znowu takim sztandarem pewnego bardzo niebezpiecznego dla Polski kierunku.
Oczywiście, Krzemiński jako wzór tego typu "niebezpiecznych" działań wskazuje opublikowany przez „Rz” tekst Joanny Lichockiej i porównanie przez nią "Gazety Wyborczej" do „Żołnierza Wolności”.
To jest paranoja. Można nie lubić „Gazety Wyborczej”, ale powiedzenie czegoś takiego dla mnie jako obywatela to jest policzek. Można się nie zgadzać, ale nie pokazywać jak zabić słowem.
To już kolejny raz, gdy Ireneusz Krzemiński, nie umiejąc najwyraźniej napisać ciekawej i popartej argumentami polemiki, próbuje polemizować już nie tylko z redaktor Lichocką, ale także "Rzeczpospolitą", która jego tekst opublikowała. Martwi nas trochę owo zapętlenie się Krzemińskiego, które można już zacząć nazywać "zafiksowaniem się" na "Rz". Cieszy z kolei surowa ocena "Gazety Wyborczej" z lat 90. - jako czasopisma nieobiektywnego. Liczymy na to, że Krzemiński i o tym popełni tekst - oczywiście na łamach jedynie obiektywnej dziś "GW".