Postępowanie przygotowawcze prowadzi się z wyłączeniem jawności. To jedna z zasad mających zagwarantować skuteczne ściganie przestępstw. Ale nie oznacza to, że w żadnym wypadku nie można ujawnić materiałów prowadzonego śledztwa. Umożliwiają to kodeks postępowania karnego (art. 156 k.p.k.) i prokuratorski regulamin (§ 158-162). Ale pod pewnymi warunkami. Udostępnienie akt osobie czy instytucji, które nie są stroną postępowania, czyli np. mediom, może nastąpić tylko wyjątkowo. Śledczy musi brać pod uwagę m.in. interesy: publiczny i śledztwa. Dodatkowo konieczny jest wniosek podmiotu czy osoby, które chcą zapoznać się z materiałami. Prokurator nie może działać tu z własnej inicjatywy.
Decyzja, czy udostępnić akta danej sprawy, zawsze należy do prokuratora prowadzącego lub nadzorującego śledztwo. Powinna zostać wydana w formie zarządzenia, a nie np. ustnie. Jak sama przyznała Naczelna Prokuratura Wojskowa, prokurator Marek Pasionek nie prowadził sprawy katastrofy smoleńskiej, ale był jednym z dwóch nadzorujących ją i miał kompetencje konsultacyjno-nadzorcze. Był więc uprawniony, by ujawnić jego materiały. W jego przypadku nie może być mowy o tym, że dopuścił się przestępstwa ujawniania bez zezwolenia materiałów z postępowania przygotowawczego, za co, zgodnie z art. 241 kodeksu karnego, grozi do dwóch lat pozbawienia wolności. To, że prokurator Pasionek był w kręgu osób uprawnionych do ujawnienia materiałów, nie oznacza jeszcze, że za swoją decyzję nie może zostać pociągnięty do odpowiedzialności dyscyplinarnej. Jeżeli bowiem okazałoby się, że ujawnił akta z własnej inicjatywy i bez wymaganego wniosku podmiotu interesującego się informacjami, dopuściłby się przewinienia dyscyplinarnego w postaci „oczywistego i rażącego naruszenia przepisów prawa". Odpowiedzialność dyscyplinarna mogłaby mu grozić także, gdyby okazało się, że decyzję podjął bez wydania wymaganego zarządzenia.