Kłamstwo "Gazety Wyborczej" czy przeciek kontrolowany?

Skąd dziennikarz "Gazety Wyborczej" ma dostęp do billingów prokuratora Pasionka? Czy będzie śledztwo w sprawie przecieku "GW"? - pyta na blogu Grzegorz Wszołek

Publikacja: 13.06.2011 20:34

Kłamstwo "Gazety Wyborczej" czy przeciek kontrolowany?

Foto: W Sieci Opinii

Bloger zwraca uwagę na artykuł, który napisał Marcin Kącki w "Gazecie Wyborczej". Artykuł dotyczył odsuniętego od smoleńskiego śledztwa prokuratora Marka Pasionka. Kącki napisał m.in.:

Z analizy billingów telefonu Pasionka wynika, że od maja do listopada 2010 r. kilkadziesiąt razy kontaktował się z dziennikarzami "Naszego Dziennika" i "Rzeczpospolitej". A po rozmowach z Pasionkiem obie gazety publikowały informacje o przebiegu śledztwa smoleńskiego.
Pasionka przesłuchano w lutym 2011 r. Co zeznał? Że nigdy nie dzwonił do wspomnianych dziennikarzy. Co innego jednak wynikało z billingów, więc śledczy uznali, że kłamie - czytamy w "Wyborczej".

Uwagę Grzegorza Wszołka zwrócił fragment z billingami.

Jak to możliwe, że w ważnym śledztwie, które ma zbadać, czy odsunięty prokurator nie był źródłem przecieku, następuje kolejny przeciek, tym razem do "Gazety Wyborczej"? Skąd dziennikarz ma dostęp do billingów i zeznań Marka Pasionka? Dlaczego nie zapytał go o komentarz? W prokuraturze wojskowej nigdy nie było zakazu - formalnego i nieformalnego - kontaktów z dziennikarzami. Po raz pierwszy od dawna dziennikarze uczestniczą w kontrolowanym przecieku na wysoko postawionego prokuratora - pisze Grzegorz Wszołek.

Inny fragment artykułu w "GW" też zwraca uwagę blogera.

Marcin Kącki: Parulski wysłał taką prośbę do Andrzeja Seremeta, prokuratora generalnego, któremu podlega Pasionek, cywilny prokurator w NPW. Seremet się nie zgodził, choć wiedział już, o co Pasionka podejrzewają śledczy. Uznał zawieszenie za przedwczesne.

Jeśli Seremet - pisze Wszołek - wiedział, o co jest podejrzewany Pasionek, to albo Kącki w którymś fragmencie mija się z prawdą - bo trudno sobie wyobrazić, że Prokurator Generalny z wiedzą o kłamstwie w zeznaniach prokuratora torpeduje jego odsunięcie - albo zdawał sobie sprawę z gry, jaką wokół śledczego prowadzi gen. Parulski.

"GW" twierdzi też w artykule, że prokurator Pasionek dzownił do Beaty Kempy z PiS. Dziś posłanka PiS napisała oświadczenie w tej sprawie:

Prokurator Marek Pasionek nigdy do mnie nie dzwonił i nie prowadził ze mną żadnych rozmów na temat śledztwa smoleńskiego. Nie znam prokuratora Pasionka i nigdy z nim nie rozmawiałam. Redaktor Marcin Kącki nie dysponuje żadnymi dowodami mogącymi potwierdzić opisane w jego artykule hipotezy i spekulacje na ten temat. Autor artykułu nie podjął jakiejkolwiek próby skontaktowania się ze mną i zweryfikowania nieprawdziwych informacji.

O sprawie pisze też Igor Janke w Rzeczpospolitej:

Tekst we wczorajszej "Gazecie Wyborczej" został napisany z intencją unurzania prokuratora Pasionka w bardzo podejrzanym sosie. A przy okazji przekonania czytelników, że już same kontakty z Departamentem Stanu USA, z byłymi szefami polskich służb, z politykami PiS, a także z dziennikarzami "Rzeczpospolitej" i "Naszego Dziennika" to przestępstwa. Inaczej byłoby, rzecz jasna, gdyby prokurator konwersował z politykami Platformy Obywatelskiej, z dziennikarzami "Gazety Wyborczej" i przedstawicielami rosyjskiego resortu sprawiedliwości. I gdyby przynajmniej raz zadzwonił do posłanki Joanny Muchy...

Skąd "Wyborcza" ma billingi telefoniczne prokuratora Pasionka. Czyżby "przeciek kontrolowany" jak twierdzi Wszołek? Poza tym - dlaczego Marcin Kącki nie zadzwonił do Beaty Kempy w sprawie rzekomych telefonów? Dobrze byłoby poznać odpowiedzi na te pytania. Teraz, a nie po kolejnym "dziennikarskim śledztwie" redaktorów z Czerskiej, które - przypomnijmy - w sprawie afery Rywina trwało miesiącami, zanim jego nikłe efekty ujrzały światło dzienne.

Bloger zwraca uwagę na artykuł, który napisał Marcin Kącki w "Gazecie Wyborczej". Artykuł dotyczył odsuniętego od smoleńskiego śledztwa prokuratora Marka Pasionka. Kącki napisał m.in.:

Z analizy billingów telefonu Pasionka wynika, że od maja do listopada 2010 r. kilkadziesiąt razy kontaktował się z dziennikarzami "Naszego Dziennika" i "Rzeczpospolitej". A po rozmowach z Pasionkiem obie gazety publikowały informacje o przebiegu śledztwa smoleńskiego.
Pasionka przesłuchano w lutym 2011 r. Co zeznał? Że nigdy nie dzwonił do wspomnianych dziennikarzy. Co innego jednak wynikało z billingów, więc śledczy uznali, że kłamie - czytamy w "Wyborczej".

Pozostało 82% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Jak budować współpracę między samorządem, biznesem i nauką?
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości