BOR w Smoleńsku poniosło moralną porażkę

Skuteczność każdej formacji na świecie chroniącej VIP-ów ocenia się po tym, czy uchroniła przed śmiercią ochraniane osoby, a nie po liczbie wypełnionych formularzy.

Aktualizacja: 27.06.2011 20:51 Publikacja: 27.06.2011 20:48

"Gazeta Wyborcza" napisała w poniedziałek, że wizyta prezydenta Lecha Kaczyńskiego 10 kwietnia 2010 r. w Katyniu była przez Biuro Ochrony Rządu przygotowana dużo lepiej niż ta trzy lata wcześniej.

W 2007 r. rekonesans przed przybyciem głowy państwa wykonywało tylko dwóch funkcjonariuszy Biura. Trzy lata później było ich trzy razy więcej. Dużo obszerniejsze jest też sprawozdanie BOR z wizyty z 2010 r. Liczy 109 stron, a to z 2007 r. – zaledwie 37.

Nie znali lotniska

Patrząc tylko na statystyki oraz objętość raportów, można stawiać tezę, że pod rządami gen. Mariana Janickiego Biuro poprawiło swą działalność. Można też przypuszczać, że takim argumentem "Wyborcza" chciała uzasadnić otrzymanie przez szefa BOR drugiej gwiazdki – awansu na generała dywizji. Jednak Wojciech Czuchnowski, autor artykułu, zapomniał, że nie liczby i "papierologia" są w całej sprawie najważniejsze. Nie można też porównywać wprost sytuacji z 2007 i 2010 r., bo cztery lata temu lotnisko Siewiernyj było oficjalnie czynne, a w chwili gdy doszło do katastrofy, już oficjalnie nie działało.

Spójrzmy na sprawę inaczej: miarą skuteczności każdej formacji na świecie odpowiadającej za ochronę VIP-ów jest to, czy dołożyła wszelkich starań, by nie dopuścić do utraty życia przez osobę ochranianą. W tym przypadku BOR poniósł więc bezdyskusyjnie największą możliwą porażkę – dopuścił do śmierci prezydenta Polski.

Pytanie: w jakim stopniu Biuro mogło zminimalizować ryzyko lub wręcz nie dopuścić do katastrofy? Wydaje się, że powinno chociaż zainteresować się stanem lotniska, gdzie miał wylądować Tu-154M z prezydentem Kaczyńskim na pokładzie. Tak się nie stało. Żaden z funkcjonariuszy BOR nie sprawdził, jak jest wyposażone, czy miejscowe urządzenia pozwalają na bezpieczne naprowadzanie i posadzenie maszyny.

Gen. Janicki tłumaczył, że weryfikacja informacji na temat lotniska nie była rolą Biura, ale organizatora wizyty i 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego. Fakt, funkcjonariusze BOR nie muszą znać się na lotnictwie. Ale chroniąc prezydenta, powinni zastosować zasadę ograniczonego zaufania i sprawdzić, czy nie przeoczono któregoś z elementów przygotowań. Każde niedociągnięcie mogło bowiem wpłynąć na bezpieczeństwo osoby ochranianej, a właśnie za to odpowiedzialny jest BOR. Tymczasem o lotnisku Siewiernyj formacja dowodzona przez gen. Janickiego nie wiedziała nic.

Dziwny awans

Tuż po katastrofie szef BOR przekonywał, że na lotnisku oczekiwało na przylot prezydenta dwóch funkcjonariuszy. Potem okazało się, że byli kierowcami polskich dyplomatów i nie wykonywali żadnych zadań ochronnych. Sprawa wywołała podejrzenia, że BOR mógł niedostatecznie zabezpieczyć wizytę. Ale faktycznie przyjęte jest na świecie, że nie wpuszcza się na teren wojskowego lotniska funkcjonariuszy służb ochrony zagranicznego VIP-a. Wyjątkiem jest prezydent USA. To, czy BOR czekał na prezydenta na lotnisku czy nie, wydaje się więc kwestią wtórną.

Lecz nawet jeśli założymy, że BOR podczas przygotowań do wizyty 10 kwietnia 2010 r. zachował wszystkie procedury, i tak poniósł moralną porażkę. I trudno się dziwić, że awans gen. Janickiego spotkał się z taką lawiną krytyki. W takich okolicznościach nie powinien po prostu mieć miejsca.

"Gazeta Wyborcza" napisała w poniedziałek, że wizyta prezydenta Lecha Kaczyńskiego 10 kwietnia 2010 r. w Katyniu była przez Biuro Ochrony Rządu przygotowana dużo lepiej niż ta trzy lata wcześniej.

W 2007 r. rekonesans przed przybyciem głowy państwa wykonywało tylko dwóch funkcjonariuszy Biura. Trzy lata później było ich trzy razy więcej. Dużo obszerniejsze jest też sprawozdanie BOR z wizyty z 2010 r. Liczy 109 stron, a to z 2007 r. – zaledwie 37.

Pozostało 85% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości