Jerzy Miller o katastrofie smoleńskiej. Czy wrak wraca do Polski?

Szef rządowej komisji badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej Jerzy Miller w rozmowie z „Rzeczpospolitą” stwierdził, że prawda o Smoleńsku może być tylko jedna

Publikacja: 01.08.2011 11:23

Jerzy Miller o katastrofie smoleńskiej. Czy wrak wraca do Polski?

Foto: W Sieci Opinii

Miller stwierdził, czego oczekuje od Rosjan:

Uznaję, że to obowiązek wynikający z dobrego wychowania, żeby poinformować oficjalnie: skończyliśmy pracę i chętnie o tym porozmawiamy. Skoro mamy różne spojrzenia na sprawę, to dobrze byłoby, gdyby eksperci usiedli i porozmawiali, popatrzyli w dokumenty źródłowe i spróbowali uzgodnić stanowisko. Można zmieniać ustalenia raportu, jeśli po jego publikacji pojawiły się kolejne fakty. Taka jest praktyka międzynarodowa. To żadna ujma na honorze zmienić jakąś tezę, jeśli ktoś przedstawi nowe dowody. Nie ma żadnych przeszkód, by MAK zastanowił się raz jeszcze nad raportem. Prawda może być tylko jedna.

Powiedział też, że kopia zapisów jest wiarygodna:

W Smoleńsku znaleziono czarne skrzynki. Zostały zaplombowane, potem Polacy i Rosjanie zawieźli je do Moskwy. Tam trafiły do sejfu, sejf został zaplombowany rosyjskimi i polskimi pieczęciami. Potem Rosjanie i Polacy otworzyli sejf. Wspólnie wykonano kopie z oryginału. Jedną z nich dostaliśmy my. Czy kopia jest wiarygodna? Tak, w pełni. Jeśli doszłoby do eksplozji silnika, eksplozji na pokładzie, to wrak trzeba by było dokładnie badać laboratoryjnie. Tu samolot został zniszczony przez uderzenie w drzewo i w ziemię. To potwierdzają rejestratory parametrów lotu. Nie było potrzeby badań laboratoryjnych. Wrak był poddany oględzinom od 10 do 21 kwietnia. Nie znaleziono śladów charakterystycznych dla wybuchu czy pożaru silnika.

Jerzy Miller wypowiedział się o pilotach:

Warunki sprawiły, że nie potrafili sobie poradzić. Byli słabo wyszkoleni. Dane przytoczone w raporcie dowodzą, że szkolenie było nieregularne, nie szkolono w trudnych warunkach, kiedy wymagania dla załogi są większe. Stąd waga nauki na symulatorach. Na nich można ćwiczyć zachowanie w ekstremalnych sytuacjach. Na prawdziwym samolocie się nie da. Trudno wyobrazić sobie treningowy lot nisko nad ziemią we mgle. A nawyków zabrakło właśnie wtedy, gdy okazało się, że tupolew był znacznie niżej, niż sądziła załoga.

Wytłumaczył, co oznacza, że w samolocie padło zasilanie:

Uderzenie w drzewo nastąpiło 7 sekund przed upadkiem. Samolot wpadł w przechył tak, że odwrócił się kołami do góry, jego konstrukcja się rozpadała. Po pięciu sekundach padło zasilanie. Walczyli, ciągnęli wolanty. Tak mocno, że jeden z lotników miał złamany palec. Nie mieli szans. Gdyby nie brzoza i ten przechył, to mogliby przeżyć. Samolot, jeśliby nie odszedł, to upadłby podwoziem na grząski teren. Pewnie nawet nie byłoby pożaru.

Miller starał się wyjaśnić, dlaczego termin opublikowania raportu się opóźniał:

Praca komisji wyglądała tak, że badanie jednego problemu rodziło wiele pytań, nowych problemów, które trzeba było rozwiązać. Mogę tylko przeprosić, że coś obiecywałem i nie udało mi się tego dotrzymać. Nic nie wynikało z nacisków. Zresztą na tę komisję nie można było nacisnąć. To wybitni fachowcy, z autorytetem wypracowanym przez lata. Czym ich straszyć? Wyrzuceniem z komisji, wyrzuceniem z pracy? Oni pracę znajdą zawsze. Mówienie o naciskach obraża tych ludzi.

Dziś na portalu Radom24.pl pojawiła się informacja o powrocie do kraju wraku Tu-154M. Wrak samolotu ma być przetransportowany przez radomski Zakład Transportu Energetyki. Informacje te nie są jeszcze oficjalnie potwierdzone.

Roman Miękus, specjalista ds. logistyki w ZTE powiedział:

Tak, Tu-154M zostanie przetransportowany przez naszą firmę do Polski, jednak bez harmonogramu prac nie mogę podać więcej szczegółów.

Miller stwierdził, czego oczekuje od Rosjan:

Uznaję, że to obowiązek wynikający z dobrego wychowania, żeby poinformować oficjalnie: skończyliśmy pracę i chętnie o tym porozmawiamy. Skoro mamy różne spojrzenia na sprawę, to dobrze byłoby, gdyby eksperci usiedli i porozmawiali, popatrzyli w dokumenty źródłowe i spróbowali uzgodnić stanowisko. Można zmieniać ustalenia raportu, jeśli po jego publikacji pojawiły się kolejne fakty. Taka jest praktyka międzynarodowa. To żadna ujma na honorze zmienić jakąś tezę, jeśli ktoś przedstawi nowe dowody. Nie ma żadnych przeszkód, by MAK zastanowił się raz jeszcze nad raportem. Prawda może być tylko jedna.

Pozostało 82% artykułu
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki
Publicystyka
Brodzińska-Mirowska: Platformo, nim wybierzesz kandydata, sprawdź najpierw pogodę
Publicystyka
Michał Laszczkowski: Największym niszczycielem zabytków jest polskie państwo
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Europa nie jest gotowa na Donalda Trumpa
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje