Bogdan Klich sam odciął sobie informacje od dowódców

Szef MON musi wiedzieć o wszystkim,co dotyczy wojska. To trudne, gdy kontrolę nad dowódcami oddaje szefowi Sztabu Generalnego.

Publikacja: 08.08.2011 21:29

Cywilny minister obrony narodowej wie o sytuacji w wojsku tylko tyle, ile mu powie struktura dowódcza –  stwierdził prezydent Bronisław Komorowski, gdy powoływał na stanowisko szefa MON Tomasza Siemoniaka i odwoływał Bogdana Klicha. Próbował usprawiedliwiać "niewiedzę" ministra Klicha na temat rzeczywistej sytuacji w wojsku, którą boleśnie obnażył raport komisji Jerzego Millera z badania przyczyn katastrofy smoleńskiej. Ale też, świadomie bądź nie, w tym jednym zdaniu przyznał, że cywilna kontrola nad armią jest fikcją.

W demokratycznym kraju nie może być tak, że szef MON wie jedynie tyle, ile powiedzą mu dowódcy. Nie po to państwa po II wojnie światowej wprowadziły jako zasadę cywilną kontrolę nad wojskiem. Wzięła się ona stąd, że siły zbrojne to organizacje hierarchiczne, zdyscyplinowane i gdy państwo przeżywa problemy, armia może mieć skłonność do przejmowania władzy. Tak jak stało się np. w Grecji w 1967 r., gdzie doszło do zamachu stanu i siedmioletnich rządów junty wojskowej.

Pomysłodawcą zasady był francuski polityk Georges Clemenceau. Powiedział on: "Wojna jest zbyt poważną sprawą, by powierzać ją wojskowym".

Żołnierze są po to, by wykonywać zadania. Walczyć i bronić kraju w czasie wojny. Szkolić się w czasie pokoju. Wojskowi są jedyną grupą społeczną, która ma ograniczone prawa obywatelskie: w armii nie może być prowadzona działalność polityczna, a żołnierze nie mogą być członkami partii politycznych, ani protestować i strajkować.

Gdy w wojsku dzieje się źle (np. z powodu braku sprzętu, obcinania budżetu), żołnierzy ogarnia frustracja.

Taka sytuacja czasem jest jednak na rękę części generałów. Wychodzą z założenia, że "łatwiej łowić ryby w mętnej wodzie", czyli awansować, czerpać zyski z podejrzanych przedsięwzięć itp.

Niestety to oni są najbliżej "ucha ministra" i to oni podpowiadają mu, jak urząd ma funkcjonować.

Silny minister obrony narodowej szybko odróżni, które z podpowiedzi są podyktowane troską o armię, a które prywatą.

I niestety, od wielu lat kolejni ministrowie dawali się kupić pokazami, paradami czy stukaniem generalskich obcasów. Generałowie owijali ich sobie wokół palca i... dalej robili, co chcieli. Minister był szczęśliwy, ale nie miał pojęcia, co dzieje się w jego resorcie.

Jeśli nowy szef MON chce sprawować rzeczywistą, a nie iluzoryczną władzę w resorcie, nie może ulegać urokowi lampasów generalskich. Musi słuchać wojskowych dołów – oficerów i tych nielicznych generałów, którym leży na sercu interes armii i bezpieczeństwa państwa.

Minister Bogdan Klich przegrał w tej rozgrywce na własne życzenie.

Jedną z zasad cywilnej kontroli nad armią jest bowiem to, że w czasie pokoju sztaby poszczególnych formacji sił zbrojnych bezpośrednio podlegają ministrowi obrony narodowej, a nie Sztabowi Generalnemu. Klich jednak za namową swojego wiceministra, a zarazem byłego szefa Sztabu Generalnego gen. Czesława Piątasa, złamał tę zasadę. Odciął dowódców wojska od siebie i podporządkował ich szefowi Sztabu Generalnego. Efekty znamy.

Publicystyka
Marius Dragomir: Wszyscy wrogowie Viktora Orbána
Publicystyka
Kazimierz Groblewski: Sztaby wyborcze przed dylematem, czy już spuszczać bomby na rywali
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Karol Nawrocki w Białym Domu. Niedźwiedzia przysługa Donalda Trumpa
analizy
Likwidacja „Niepodległej” była błędem. W Dzień Flagi improwizujemy
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Publicystyka
Roman Kuźniar: 100 dni Donalda Trumpa – imperializm bez misji
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne