Likwidacja Funduszu Kościelnego i wprowadzenie w zamian możliwości odpisu 1 proc. od podatku na rzecz Kościołów i związków wyznaniowych to poważna decyzja. Dla obu stron: państwa i Kościoła. Dlatego muszą być rozważone wszelkie argumenty za i przeciw: finansowe, społeczne, historyczne. Ale właśnie dlatego, że to ważna decyzja, ważne jest też, by padały w niej argumenty merytoryczne. Niestety, w dyskusji podaje się mnóstwo informacji nieścisłych i nieprawdziwych. Warto je wyjaśnić.
Po pierwsze, mylnie, tak jak uczynił to doradca prezydenta prof. Tomasz Nałęcz w Radiu Zet, łączy się działalność Komisji Majątkowej z Funduszem Kościelnym.
Komisja zwracała Kościołowi to, co zostało mu zabrane z pogwałceniem peerelowskiego prawa, czyli ustawy z marca 1950 r. Nie zwróciła więc całego mienia zabranego w PRL. Do Funduszu natomiast miały wpływać pieniądze uzyskiwane z użytkowania nieruchomości zabranych Kościołowi zgodnie z peerelowskim prawem, czyli na podstawie ustawy z 1950 roku. Nigdy tak się nie stało. Państwo zasilało Fundusz z budżetu, kwotę ustalając według własnego uznania.
Po drugie, nieprecyzyjne jest pisanie (poniedziałkowa "Gazeta Wyborcza"), że efektem działania Komisji Majątkowej było odzyskanie przez Kościół "miliardów złotych", bo może to sugerować 5, 25, ale i 100 miliardów. "Rz" udowodniła już, że nie jest prawdą, co próbował wmówić opinii publicznej poseł SLD Sławomir Kopyciński, że Komisja zwróciła majątek wart 24 mld zł. Według szacunkowych obliczeń ks. prof. Dariusza Walencika z Uniwersytetu Opolskiego wartość tego majątku wynosi 4 – 5 mld zł.
Po trzecie, nie ma do tej pory, a szkoda, oficjalnego wyliczenia wartości majątku zwróconego Kościołowi przez Komisję Majątkową. Nikt też nie obliczył, jakiej wartości majątek został Kościołowi zabrany po 1950 r.