Kapłan ma obowiązek wypowiadać się na tematy związane z religią i moralnością, bo wynika to z samej istoty powołania. Jednak jego wypowiedzi powinny dobrze odzwierciedlać nauczanie Kościoła, a więc nie mogą być to jego własne opinie czy poglądy, tym bardziej takie, które są głoszone wbrew albo na przekór Kościołowi. Kapłan jest postrzegany jako swoista ikona Kościoła i dlatego jest zobligowany do wiernego przekazywania Dobrej Nowiny. Niemało z tego, co mówią kapłani, nie podoba się środkom masowego przekazu, gdyż często się zdarza, że musimy iść pod prąd wszelkiej politycznej poprawności, zwłaszcza narzucanej w sprawach wiary i moralności.
Dziennikarze, realizując zamówienia swoich mocodawców i pracodawców, szukają więc duchownych, którzy będą mówili to, co oni chcą słyszeć i nagłośnić. To dlatego wypowiedzi niektórych duchownych wyraźnie podobają się tym środkom masowego przekazu, które forsują obcą, a nawet wrogą chrześcijaństwu opcję światopoglądową oraz oparty na niej własny wizerunek Kościoła i jego obecności w świecie.
Istnieje stosunkowo wąskie, lecz głośne i nagłaśniane, grono "dyżurnych" księży i zakonników, którzy przy każdej nadarzającej się okazji są zapraszani przez określone media, co potwierdza, że ich wypowiedzi odpowiadają regułom zaprogramowanej politycznej poprawności.
Wierni sami nie dostrzegą, że niektórzy księża nie wyrażają opinii Kościoła, ale swoją własną?
Większość odbiorców to widzi i ocenia, ale nie zawsze możliwe jest w pełni poprawne rozeznanie, zwłaszcza gdy narzuca się dyktat relatywizmu sugerujący, że wszyscy mają rację albo każdy ma swoją rację i nie powinno się tego zmieniać. Muszą zatem sprawnie i skutecznie funkcjonować odpowiednie instytucje i gremia kościelne utworzone, by weryfikować i oceniać publiczne wypowiedzi kapłanów.
W Kościele katolickim w Polsce istnieje daleko posunięta dowolność w głoszeniu opinii, ale nie może być tak, że nie ma już żadnych granic. Do przykrej sytuacji wydania i ogłoszenia zakazu wypowiadania się ks. Bonieckiego poza "Tygodnikiem Powszechnym" by nie doszło, gdyby wziął sobie do serca wcześniejsze ostrzeżenia i napomnienia.
Byłoby nieporozumieniem, gdyby bohatera tego i podobnych przypadków kreowano, tym bardziej z jego udziałem, na ofiarę kościelnych prześladowań i restrykcji. Byłby to jeszcze jeden dowód, że ten zakaz wypowiadania się był konieczny, aby wyklarować sytuację i położyć kres poczuciu swoistego bezhołowia.
A więc posłuszeństwo w Kościele jest ważniejsze od swobody wypowiedzi?
Posłuszeństwo jest jedną z cnót i zalet, ale nie oznacza służalczości. Trzeba je rozumieć przede wszystkim jako świadomie podjętą wraz ze święceniami kapłańskimi szczególną odpowiedzialność za Kościół i wiernych. Wierni mają prawo, by ich przewodnicy duchowi byli znakiem jedności oraz wierności Bogu i jego przykazaniom. Posłuszeństwo w Kościele nie może odzwierciedlać struktur świeckich, lecz powinno być wyrazem pokornej służby Prawdzie, a więc i prawdzie.
Jezus nauczał, że komu więcej dano, od tego więcej wymagać się będzie. Zatem im ktoś jest wyżej postawiony w hierarchii, bądź ma więcej możliwości publicznego zabierania głosu i jest bardziej znany, ten ponosi większą odpowiedzialność za to, kim jest i co mówi. Posłuszeństwo w Kościele nie zmierza do celebracji poddaństwa, lecz do wiernego i owocnego przekazywania prawdy Ewangelii.
Zatem jeśli ktoś w Kościele zostanie upomniany, a takie przypadki zdarzają się zarówno na szczeblu Stolicy Apostolskiej, jak i na szczeblu biskupów diecezjalnych oraz przełożonych zakonnych, a także akademickim czy parafialnym, nie powinien odbierać tego w kategoriach buntowniczych, ale jako zachętę, a nawet zobowiązanie do poważnej refleksji nad swoim miejscem w Kościele i powinnościami wobec Kościoła.
Ks. Waldemar Chrostowski jest profesorem teologii, wykładowcą Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, konsultorem Rady Episkopatu Polski ds. Dialogu Religijnego