W latach 90-tych politycy prawicy bardzo wytrwale walczyli o sztandar przywódcy – w rezultacie pozostało bardzo mało czasu na walkę z przeciwnikiem politycznym.
Autor przypomina, że zaczęło się od sukcesu – to prawica doprowadziła do klasycznego podziału na prawicę i lewicę oraz zwycięstwa w wyborach prezydenckich. ("Przyspieszenie" forsowane przez braci Kaczyńskich personifikował Lech Wałęsa, a rząd nowy, ale kontynuujący peerelowskie dziedzictwo – Tadeusz Mazowiecki, wspierany przez Adama Michnika, który program sformułował porozumienia "z reformatorskim skrzydłem partii").
Zwycięski prezydent Wałęsa premierem mianował jednak mało znanego wówczas gdańskiego liberała Jana Krzysztofa Bieleckiego, a potem powstały dwie rywalizujące prawicowe partie: PC (bracia Kaczyńscy) i ZChN (m.in. Stefan Niesiołowski).
Oprócz oczywistej rywalizacji personalnej istniał spór dotyczący postulatów programowych. W ogromnym skrócie – PC zarzucało ZChN radykalizm i brak woli gruntownej zmiany III RP, a ZChN sugerował partii Kaczyńskiego niedostateczną obronę postulatów katolickich i zbyt rewolucyjne metody np. atakowanie Prezydenta RP Lecha Wałęsy.
Autor twierdzi, że teraz sytuacja może się powtórzyć, bo "ziobrystom" nie pozostaje nic innego niż lokowanie się na scenie politycznej na pozycjach właśnie dawnego ZChN, "bo więcej nie można w tej kadencji zrobić".