SLD skazany na Leszka Millera

Leszek Miller nie jest najlepszym kandydatem na szefa SLD. Ale jedynym. Partia wyzbyła się potencjalnych liderów

Publikacja: 09.12.2011 19:38

Były premier w sobotę najprawdopodobniej obejmie przewodnictwo w SLD. Józef Oleksy od dawna powtarzał, że gdy tylko Leszek Miller wejdzie do Sejmu, natychmiast wysadzi Grzegorza Napieralskiego z funkcji szefa partii i sam nim zostanie, bo to nie jest polityk, który zadowoliłby się zwykłym posłowaniem. Ale nawet on nie przewidział, że Napieralski sam poprosi Millera, by stanął na czele Sojuszu.

Jaką formację przejmie były premier? Skłóconą, wypaloną, bezideową i dosłownie zdziesiątkowaną.

W czasach największej świetności SLD liczył ok. 140 tys. członków. Dziś ci, którzy lubią się oszukiwać, twierdzą, że Sojusz ma ok. 40 tys. działaczy. Ale realiści szacują, że aktywnych jest najwyżej 15 tys., a realnie około 12 tys.

– To nadal jest całkiem duża partia, PO i PiS wcale nie mają więcej członków – zaznacza jeden z polityków SLD. – O dziesiątkach tysięcy nie ma jednak co opowiadać.

Chodzenie  po polu minowym

Problem polega na tym, że część działaczy wyraźnie ciąży ku innym formacjom, np. ku Platformie Obywatelskiej, która zbudowała lewe skrzydło i może chcieć je wzmocnić, oraz ku Ruchowi Palikota, bez żenady kłusującemu w szeregach SLD.

Zarządzanie taką partią przypomina chodzenie po polu minowym. W którą stronę nowy szef się nie zwróci, zawsze może uruchomić jakiś zapalnik, który sprawi, że kolejni działacze będą demonstracyjnie porzucali Sojusz.

Jednak najważniejszy kłopot SLD to brak teamu liderskiego. Przez 20 lat funkcjonowania Sojuszu odeszli z niego najzdolniejsi politycy. W ich miejsce co prawda przychodzili nowi, na przykład po powołaniu koalicji Lewica i Demokraci, ale byli uznawani za obce ciało i odrzucani.

Dzieła zniszczenia dopełniła katastrofa smoleńska i Grzegorz Napieralski, który na wszelki wypadek blokował każdego, kto mógłby stać się popularniejszy od niego.

Działacze utraceni

Najatrakcyjniejsze twarze lewicy są dziś w Platformie Obywatelskiej (np. Bartosz Arłukowicz i Dariusz Rosati), w Ruchu Palikota (np. Wanda Nowicka czy współpracujący z tą partią Piotr Ikonowicz) lub krążą samotnie na obrzeżach polityki (np. Marek Borowski i Włodzimierz Cimoszewicz).

Dlatego działacze SLD zdolni do krytycznego myślenia wiedzą, że sytuacja jest bardzo trudna, a jedyną nadzieją na wyjście z kryzysu może być wyprowadzenie sztandaru i budowa zupełnie nowego bytu politycznego.

Wielu politologów już skreśliło Sojusz Lewicy Demokratycznej jako formację zdolną do odnowy i przyciągania wyborców.

Wojciech Łukowski jest zdania, że w tej partii nie da się już rozniecić żaru, który przyciąga ludzi. Ktokolwiek by nie stanął na czele formacji, jego zdaniem nie jest w stanie powstrzymać upadku. Może jedynie przedłużyć agonię.

Wedle Wojciecha Jabłońskiego droga do odnowy SLD może wieść przez połączenie się z Ruchem Janusza Palikota.

Kiedyś przeszli ją gdańscy liberałowie, którzy dzięki połączeniu się z Unią Demokratyczną i utworzeniu Unii Wolności wrócili do Sejmu i do władzy. Później odrzucili niereformowalną część UW i założyli Platformę Obywatelską, która już drugą kadencję z rzędu sprawuje władzę.

– Taką samą drogę powinien przejść SLD – wyrzec się swojej tożsamość i współtworzyć inny byt polityczny. A wtedy kto wie, może będzie miał szansę na powrót do władzy – ocenia Jabłoński.

Nie ma nadziei?

Czy szansą na drugie życie SLD byłby rozpad PO? Dziś partii Donalda Tuska to nie grozi, ale za dwa lata, gdy będzie firmowała niepopularne decyzje, m.in. podwyższenie wieku emerytalnego, poparcie dla niej zacznie spadać. A jeżeli europejski kryzys uderzy w Polskę z całą siłą, w społeczeństwie znacznie wzrośnie popyt na partię z lewicową wrażliwością.

Politolog Kazimierz Kik jest jednak zdania, że nawet w takiej sytuacji Sojusz nie odegra większej roli na scenie politycznej.

– Jeżeli dojdzie do rozpadu Platformy, to ośrodkiem odnowy lewicy stanie się jej lewe skrzydło – prognozuje Kik. – Dla Sojuszu nie widzę żadnej nadziei, bo po pierwsze nie jest on już jedyną formacją po lewej stronie sceny politycznej, a po drugie dekompozycja tej partii trwała latami i dziś nie ma ona żadnych atutów.

Były premier w sobotę najprawdopodobniej obejmie przewodnictwo w SLD. Józef Oleksy od dawna powtarzał, że gdy tylko Leszek Miller wejdzie do Sejmu, natychmiast wysadzi Grzegorza Napieralskiego z funkcji szefa partii i sam nim zostanie, bo to nie jest polityk, który zadowoliłby się zwykłym posłowaniem. Ale nawet on nie przewidział, że Napieralski sam poprosi Millera, by stanął na czele Sojuszu.

Jaką formację przejmie były premier? Skłóconą, wypaloną, bezideową i dosłownie zdziesiątkowaną.

Pozostało 89% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości