Ponad trzy - gdy na rynku ukazała się książka "SB a Lech Wałęsa" pióra Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka, którzy wiedzę o fałszywkach z lat 80. pogłębili. I nagle teraz dziennikarze docierają do sensacyjnej, newsowej informacji: "dokumenty na temat współpracy Lecha Wałęsy z bezpieką fałszowano". Pod przewodem środowiska "Gazety Wyborczej" zaczyna się tradycyjna akcja ataku na IPN oraz Cenckiewicza i Gontarczyka pod hasłami "kłamali" i "Wałęsa skrzywdzony". Sam zainteresowany mówi zaś: "Dla mnie to było od początku jasne (...). Prawda prędzej czy później zwycięży i tym razem widać, że zwycięża".

Tymczasem ustalenia pionu śledczego IPN w tej sprawie w 100 procentach potwierdzają to, co opisał Majchrzak, a potem Cenckiewicz i Gontarczyk. Obaj historycy na pod stawie dostępnych w archiwach informacji opisują akcję "Ambasador", której celem było zablokowanie przyznania Wałęsie w 1982 r. Pokojowej Nagrody Nobla. W tym celu SB, korzystając z prawdziwych donosów TW "Bolka" z pierwszej połowy lat 70., spreparowała donosy mające świadczyć, że Wałęsa współpracy z bezpieką nie zerwał w połowie lat 70., lecz że donosił też, gdy wybuchł Sierpień ,80 i gdy był szefem NSZZ "S". Fałszywki wyprodukowane przez Biuro Studiów SB obejmowały okres do 1981 r.

Po ukazaniu się tekstu Majchrzaka Wałęsa uznał, że pomoże mu się to oczyścić z podejrzeń, i zawiadomił prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez funkcjonariuszy SB. Sprawę najpierw badała warszawska Prokuratura Apelacyjna. Potem postępowanie powierzono pionowi śledczemu IPN, najpierw w Gdańsku, potem w Białymstoku.

Przy okazji tej sprawy okazało się, że większość dziennikarzy, którzy podchwycili sprawę fałszywek, książki Cenckiewicza i Gontarczyka nie czytała. Gdyby było inaczej, trzeba by uznać, że kłamali z premedytacją.