Premier jest w ofensywie, wszędzie go pełno. A to oznacza, że szef rządu ma świadomość, iż jego partia utkwiła w błocie po kolana. Czy i teraz wyjdzie z tego cało? (…)
Jak na liczbę wpadek, gaf i błędów sondażowe tąpnięcie z początku roku to i tak łagodna kara. Premier jednak najwyraźniej uznał, że od takich potknięć może się zacząć prawdziwy zjazd na dno. Więc tak jak jesienią w kampanii zdecydował, że to on bierze na siebie bitwę o końcowy wynik, tak i tym razem usunął ministrów w cień. I pokazuje, że bycie kanclerzem to jego życiowa rola.
Jednak ten kij ma także swój drugi koniec:
Jeśli szef rządu będzie firmował każdą z nietrafionych decyzji swoich ministrów, wkrótce się okaże, że plecak z problemami jest tak ciężki, że przygniecie nawet tak sprytnego gracza jak Tusk. W karierze każdego polityka jest punkt krytyczny, po którym wszystko, nawet racjonalne i rozsądne posunięcia, zaczyna wyborcom przeszkadzać. Premier już raz tego doświadczył, kiedy bezlitośnie wytykano mu nawet nieczęstą wśród polskiej klasy politycznej umiejętność przepraszania. Stał się nieomal polskim Mr Przepraszam.
Durczok podsumowuje: