Od mniej więcej dwóch lat wmawia się nam, że nastąpiło wielkie polsko-rosyjskie odprężenie. A Władimir Putin nagle stał się nie tylko czołowym rosyjskim obrońcą praw człowieka, ale przede wszystkim szczerym przyjacielem Polski i Polaków. A kto tego nie rozumie, jest polskim nacjonalistą owładniętym rusofobiczną manią.
Tymczasem rzeczywistym probierzem intencji Rosji wobec Polski jest Katyń. I tu, jak pokazuje wyrok Trybunału w Strasburgu, nic się nie zmieniło. Moskwa, matacząc w sprawie Katynia, zachowuje się niegodnie, co sprawia, że prawdziwe pojednanie jest niemożliwe. Warto jednak zastanowić się, dlaczego Rosja, 21 lat po upadku Związku Sowieckiego, tuszuje zbrodnię popełnioną przez to państwo.
Pierwszy powód jest czysto pragmatyczny i ma niewiele wspólnego z relacjami z Polską. Rosjanie boją się, że jeżeli zrehabilitują ofiary Katynia, rodziny zamordowanych wystąpią z pozwami o odszkodowania. To zaś mogłoby otworzyć puszkę Pandory. 22 tysiące ofiar zbrodni katyńskiej to bowiem tylko kropla w morzu sowieckich zbrodni.
W samej Rosji komuniści eksterminowali kilkadziesiąt milionów ludzi. Do tego trzeba dodać mordy towarzyszące "wyzwalaniu" Europy Wschodniej. Za pozwami polskimi do rosyjskich sądów mogłyby więc napłynąć miliony kolejnych. Rosja to nie RFN i podobna lawina roszczeń mogłaby ją doprowadzić na skraj bankructwa.
Kolejna przyczyna ma wymiar symboliczny. Ekipa rządząca Rosją to ludzie wywodzący się z sowieckich służb specjalnych. Niewykluczone więc, że stara zasada ochrony tajemnic i "dobrego imienia" firmy nadal jest dla nich obowiązująca. Co ważniejsze, ekipa ta od lat prowadzi konsekwentną neosowiecką politykę historyczną. Zgodnie z nią zwycięstwo nad Niemcami podczas tzw. Wielkiej Wojny Ojczyźnianej jest największym osiągnięciem narodu rosyjskiego. Powodem do dumy, jednym z podstawowych fundamentów tożsamości dzisiejszego Rosjanina. Wszystko, co podważa prawdziwość tego mitu, wszystko, co stawia w złym świetle sowiecką politykę z czasu II wojny światowej, jest więc wysoce niewygodne.