Fabryka korupcji

Uderzająca jest pomysłowość ludowców w pogoni za łatwym pieniądzem – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 17.07.2012 23:46

Bartosz Marczuk

Bartosz Marczuk

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

W ostatniej aferze nagraniowej uderzają trzy rzeczy. Po pierwsze, rozpasanie działaczy PSL przy okradaniu podatników – żadnych skrupułów, żadnych zasad, pewność bezkarności. Po drugie, niewydolność państwa – żadnej kontroli, żadnych procedur zapobiegających nadużyciom. Po trzecie wreszcie... innowacyjność w złodziejskim procederze. Jak nie uda się ze spółką w Mołdawii, to może ulotki na Euro o promocji mięsa. Byle wyrwać dla siebie pieniądze z publicznej kasy. Tu milion, tam dwa, tam sześć.

Z nagrania rozmowy byłego prezesa Agencji Rynku Rolnego Władysława Łukasika z szefem kółek rolniczych Władysławem Serafinem wyłania się nie tylko ponury obraz złodziejskich i mafijnych praktyk państwowych urzędników. To także obraz rozkładu naszego państwa.

Gorzej niż w Kongu

– Tu jest gorzej niż w Kongu – od dawna słyszę tę frazę, spotykając się z osobami, które miały kontakt z przetargami informatycznymi dla administracji publicznej m.in. w rolniczych agencjach. – To jedynie wierzchołek góry lodowej. „Ustawiają" się wszyscy, a ci, którzy nie chcą tego robić, są marginalizowani, wręcz zastraszani – dodają.

Potwierdzają to nagrania ujawnione przez „Puls Biznesu". Gdy rozłożymy je na części pierwsze, zaczyna wiać grozą. Okazuje się, że można w biały dzień, jako koalicjant rządowy, bezkarnie żerować na pieniądzach podatnika.

Uderza brak skrupułów urzędników. Łukasik opowiada Serafinowi, jak Andrzej Śmietanko, dyrektor generalny spółki Elewarr, zależnej od Agencji Rynku Rolnego, podróżuje po całym świecie za publiczne pieniądze. Jak dowodzi Łukasik, oszukując na fakturach. Co więcej, wcześniej został w Elewarrze dyrektorem generalnym, by ominąć ustawę kominową i zarabiać więcej niż sześć średnich krajowych. – Od Honolulu po wszystkie wyjazdy, cały świat, co chcesz (...). Nieograniczona liczba. Jak coś, to refakturujesz jako usługi prawnicze czy coś, bo tam są podpięte, wiesz, kilka firm jeszcze  – relacjonuje Łukasik.

Refakturujesz, kombinujesz, wyprowadzasz. Taka narracja i te praktyki są na porządku dziennym. Uderza, że są one dobrze zakorzenione. Stały się właściwie normą.

Bezradne państwo

Z przebiegu rozmowy Łukasika i Serafina poraża niemoc państwa. Można powiedzieć, że jest ono nie tyle w głębokiej defensywie, ile w rozkładzie. Śmietanko obchodzi ustawę kominową i zarabia więcej niż jego przełożony. To nic, ten proceder trwa. Urzędnicy latają po całym świecie za publiczne pieniądze. Niech latają. Szef Elewarru zwiększa swój udział w zysku kontrolowanej przez Skarb Państwa spółki. Nie ma reakcji. Łukasik przyznaje wprost, że ani NIK, ani CBA nie interesują się układami w spółkach ARR. – To jest totalnie bezkarne, to ci mówię. Ja to trochę próbowałem hamować – mówi.

Pojawiają się pytania. Gdzie jest państwo i jego służby? Przeciętny obywatel, który nie zapłaci kilkuset złotych podatku czy składki do ZUS, jest natychmiast wzywany do uzupełnienia przelewu. Dlaczego takiej skrupulatności państwowe służby nie przejawiają w stosunku do urzędników państwowych dokonujących malwersacji na wielką skalę? Czy jest na to polityczne przyzwolenie? Czy pewne osoby są nietykalne? Trudno oprzeć się wrażeniu, że tak właśnie jest.

Poraża niemoc państwa. Jest ono nie tyle w głębokiej defensywie, ile w rozkładzie

Innowacyjność kradzieży

Uderzająca jest także pomysłowość osób związanych z ludowcami w pogoni za łatwym pieniądzem. Łukasik opowiada m.in., że Śmietanko latem 2011 r. zaproponował powołanie za pośrednictwem Elewarru kolejnej spółki. Cel: wyprowadzenie pieniędzy z ARR. Nowy podmiot miał kupować zboże w Mołdawii. Ponieważ zostało to zablokowane, próbowano powołać tę spółkę przez firmę zależną od Elewarru, Arrtrans. Notabene zatrudnia ona, według Łukasika, 12 pracowników, a w radzie nadzorczej ma aż siedem osób. Każda z nich za posiedzenie otrzymuje „trzy tysiące i więcej". Elewarr miał też budować biurowiec w centrum stolicy. Cel: zlecenia dla swoich.

Zbliża się Euro. Też można zarobić. Na promocję kuchni polskiej ma iść 6 mln zł. Hasło: „Na kuchnię polską w czasie Euro". Łukasik to blokuje, więc koncepcja zmienia się w... mobilne gotowanie zupy. – Za milion dwieście dziewięćdziesiąt, milion egzemplarzy po złoty dwadzieścia trzy... Druk księgi kucharskiej: pięć tysięcy. Komu to potrzebne? Wydarzeń promocyjnych związanych z Euro. Koszt druku: sto pięćdziesiąt dwa tysiące. Aplikacja na urządzenia mobilne, geolokalizacyjne... tworzenie pozycji dań z posiadanych składników, czyli komputerowo będzie sobie zupę pomidorową robił – mówi Serafinowi Łukasik. Innymi słowy nie uda się tu, uda się tam. Byle zgarnąć do siebie. Prędzej, prędzej, bo ucieknie okazja. A i tak nikt tego nie pilnuje.

Zamknięte koło

Niewiele osób zwróciło uwagę na koniec rozmowy Łukasika z Serafinem. A to kwintesencja spotkania. Były prezes ARR oprócz tego, że przychodzi poskarżyć się na swoich byłych współpracowników i na swoją dymisję, zabiega też o... etat. – Ja się nie bronię. Ja po prostu... jest w tej chwili na Polski Cukier konkurs. Ja nie wiem, czy się nie zgłoszę. Wiem, że Sawicki nie będzie mnie popierał, ale a nuż – mówi Serafinowi Łukasik. A ten odpowiada: „ja Waldkowi to zasygnalizuję".

I tak koło się zamyka. Usługa za usługę, popieramy się w rozdawnictwie etatów, trzymamy się razem.

Publicystyka
Kazimierz Groblewski: Sztaby wyborcze przed dylematem, czy już spuszczać bomby na rywali
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Karol Nawrocki w Białym Domu. Niedźwiedzia przysługa Donalda Trumpa
analizy
Likwidacja „Niepodległej” była błędem. W Dzień Flagi improwizujemy
Publicystyka
Roman Kuźniar: 100 dni Donalda Trumpa – imperializm bez misji
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Publicystyka
Weekend straconych szans – PiS przejmuje inicjatywę w kampanii prezydenckiej?
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne