W ostatniej aferze nagraniowej uderzają trzy rzeczy. Po pierwsze, rozpasanie działaczy PSL przy okradaniu podatników – żadnych skrupułów, żadnych zasad, pewność bezkarności. Po drugie, niewydolność państwa – żadnej kontroli, żadnych procedur zapobiegających nadużyciom. Po trzecie wreszcie... innowacyjność w złodziejskim procederze. Jak nie uda się ze spółką w Mołdawii, to może ulotki na Euro o promocji mięsa. Byle wyrwać dla siebie pieniądze z publicznej kasy. Tu milion, tam dwa, tam sześć.
Z nagrania rozmowy byłego prezesa Agencji Rynku Rolnego Władysława Łukasika z szefem kółek rolniczych Władysławem Serafinem wyłania się nie tylko ponury obraz złodziejskich i mafijnych praktyk państwowych urzędników. To także obraz rozkładu naszego państwa.
Gorzej niż w Kongu
– Tu jest gorzej niż w Kongu – od dawna słyszę tę frazę, spotykając się z osobami, które miały kontakt z przetargami informatycznymi dla administracji publicznej m.in. w rolniczych agencjach. – To jedynie wierzchołek góry lodowej. „Ustawiają" się wszyscy, a ci, którzy nie chcą tego robić, są marginalizowani, wręcz zastraszani – dodają.
Potwierdzają to nagrania ujawnione przez „Puls Biznesu". Gdy rozłożymy je na części pierwsze, zaczyna wiać grozą. Okazuje się, że można w biały dzień, jako koalicjant rządowy, bezkarnie żerować na pieniądzach podatnika.
Uderza brak skrupułów urzędników. Łukasik opowiada Serafinowi, jak Andrzej Śmietanko, dyrektor generalny spółki Elewarr, zależnej od Agencji Rynku Rolnego, podróżuje po całym świecie za publiczne pieniądze. Jak dowodzi Łukasik, oszukując na fakturach. Co więcej, wcześniej został w Elewarrze dyrektorem generalnym, by ominąć ustawę kominową i zarabiać więcej niż sześć średnich krajowych. – Od Honolulu po wszystkie wyjazdy, cały świat, co chcesz (...). Nieograniczona liczba. Jak coś, to refakturujesz jako usługi prawnicze czy coś, bo tam są podpięte, wiesz, kilka firm jeszcze – relacjonuje Łukasik.