Rafał Ziemkiewicz w felietonie na stronie rp.pl pisze:
Za dużo uwagi poświęcamy tragedii Powstania Warszawskiego, a za mało sukcesowi Bitwy Warszawskiej. Zatrzymanie rewolucji bolszewickiej przez państwo ledwie odrodzone po 100 latach zaborów, przez wojsko organizowane omalże w drodze na front, bez pomocy, a wręcz przy niechęci Zachodu, było prawdziwym arcydziełem polskiej historii
I zauważa:
W niekończącej się dyskusji o Powstaniu Warszawskim także nikt nie ma wątpliwości co do bohaterstwa tysięcy żołnierzy podziemia i cywilów. Ale Chruściela, Okulickiego czy hamletyzującego Sosnkowskiego trudno doprawdy uznać za wzorce dla przyszłych pokoleń.
Co jednak wydaje mi się wskazywać, że dzisiaj z naszym zdrowym rozsądkiem nie jest najlepiej, to zaburzenie proporcji. Jakkolwiek źle to zabrzmi, powiedzieć muszę: za dużo uwagi poświęcamy tragedii Powstania Warszawskiego, a za mało sukcesowi Bitwy Warszawskiej. Choć to 15, a nie 1 sierpnia, jest oficjalnym narodowym świętem, przestrzeń publiczna sprawia wrażenie, jakby było dokładnie odwrotnie. Po części jest to wina establishmentu III RP, który do tradycji patriotycznej generalnie nie ma serca i ledwie ją toleruje w granicach niezbędnych oficjałek. Po części dominujących na prawicy spadkobierców myślenia insurekcjonistycznego, którzy z różnych względów centralnymi punktami polskiej historii najnowszej pragną uczynić właśnie powstanie, a w dalekim nawiązaniu do niego - Smoleńsk.