Za bardzo czerwone dywany

Byłem i jestem zwolennikiem polsko-rosyjskiego pojednania, a w związku z tym również wypowiadałem się pozytywnie o wizycie Cyryla I i katolicko-cerkiewnej deklaracji. W żadnej z tych spraw nie zmieniam zdania. Uważam jednak, że państwowa („prezydencka", jak określili to niektórzy) oprawa wizyty Patriarchy Moskwy jest błędem. I to błędem szkodzącym osiągnięciu założonych celów.

Publikacja: 17.08.2012 10:49

Piotr Skwieciński

Piotr Skwieciński

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Po pierwsze dlatego, że w stosunkach i międzyludzkich, i – zwłaszcza – międzynarodowych bardzo ważna jest zasada równoprawności. Bardzo chciałbym nie mieć racji, ale obawiam się, że kiedy arcybiskup Michalik przybędzie do Moskwy, zostanie oczywiście przyjęty godnie przez Cerkiew, ale państwo rosyjskie – mówiąc symbolicznie - nie rozłoży przed nim tak czerwonych dywanów, jakie rozłożyła Rzeczpospolita przed jego rosyjskim odpowiednikiem. Czy strona polska, decydując się na ceremonialne przyjęcie Cyryla przez prezydenta Komorowskiego dysponowała bodaj nieformalnym zapewnieniem, że przewodniczący polskiego Episkopatu zostanie kiedyś przyjęty przez Władymira Putina? Nie wiem, ale wątpię.

A jeśli nie – to ceremonialne fakty, mające teraz miejsce w Warszawie, w sposób nieuchronny będą na Wschodzie odebrane jako dowód, iż strona polska godzi się na sytuację ostentacyjnej nierówności. I proszę mi tu nie mówić o chrześcijańskiej pokorze – gdy zaczyna się ceremoniał państwowy, kończy się zakres oddziaływania tego pojęcia. Mówimy o decyzjach polityków, a nie duchownych.

A to są dla Rosjan sprawy bardzo ważne. Kiedy przywódca radziecki Nikita Chruszczow po raz pierwszy wybierał się do USA, liderzy Politbiura spędzali długie godziny nad przedstawionym im przez Amerykanów planem wizyty, zastanawiając się, czy gdzieś nie czyha ceremonialna pułapka, czy nagle nie zostaną postawieni wobec jakiegoś symbolicznego faktu, oznaczającego że Waszyngton nie traktuje ich jako równych sobie partnerów. Ja wiem że to było dawno, i wiem że Polska to nie dawny ZSRR, a obecna Rosja to nie Ameryka. Chodzi mi o to, że ten epizod z czasów Chruszczowa pokazuje pewien bardzo ważny i silny element rosyjskiej kultury politycznej.

Element, dodajmy, również trwały, aktualny do dziś. A skoro aktualny, to trzeba się z nim liczyć. Czy się nam to podoba czy nie, zbytnie wychodzenie naprzeciw, które z naszej perspektywy oznacza deklarację dobrej woli, tam odbierane bywa jako dowód słabości. Słabości, która będzie wykorzystana. Tak po prostu jest, potwierdzi to każdy kto choć trochę zna Rosję.

Jest jasne, że kiedy jeden z partnerów nabiera przekonania o słabości drugiego, to długofalowo nie sprzyja to procesowi pojednania.

Procesowi pojednania nie sprzyja też bardzo intensywna obecność przy wizycie Patriarchy polskich polityków obozu rządzącego. Sprzyja ona natomiast postrzeganiu i wizyty, i całego procesu w kategoriach jedynie wąsko politycznych. I to nie w sensie polityki polsko-rosyjskiej, tylko wewnątrzpolskiej. Kusi do używania – dodajmy, że obustronnego – rosyjskiego oręża w naszej wewnętrznej wojnie. Do prowadzenia narracji o cywilizowanej Platformie, pragnącej dobrych relacji ze wszystkimi sąsiadami wbrew nacjonalistycznej prawicy. I kontrnarracji – o rządzącym Polską obozie rosyjskich pachołków. Obie te narracje są nieprawdziwe i szkodliwe dla kraju, ale też obie szkodzą polsko – rosyjskiemu pojednaniu. Potrzebna była większa powściągliwość, a tej ze strony obozu rządzącego niestety zabrakło.

Wszystko to razem jest złą wróżbą i nie może cieszyć nikogo, kto naprawdę życzy obu krajom polepszenia relacji.

Ale oczywiście mam nadzieję, że się mylę.

Po pierwsze dlatego, że w stosunkach i międzyludzkich, i – zwłaszcza – międzynarodowych bardzo ważna jest zasada równoprawności. Bardzo chciałbym nie mieć racji, ale obawiam się, że kiedy arcybiskup Michalik przybędzie do Moskwy, zostanie oczywiście przyjęty godnie przez Cerkiew, ale państwo rosyjskie – mówiąc symbolicznie - nie rozłoży przed nim tak czerwonych dywanów, jakie rozłożyła Rzeczpospolita przed jego rosyjskim odpowiednikiem. Czy strona polska, decydując się na ceremonialne przyjęcie Cyryla przez prezydenta Komorowskiego dysponowała bodaj nieformalnym zapewnieniem, że przewodniczący polskiego Episkopatu zostanie kiedyś przyjęty przez Władymira Putina? Nie wiem, ale wątpię.

Publicystyka
Marek Cichocki: Donald Trump robi dobrą minę do złej gry
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Minister może zostać rzecznikiem rządu. Tusk wybiera spośród 6-7 osób
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Biskupi muszą pokazać, że nie są gołosłowni
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Niemcy przestraszyły się Polski, zmieniają podejście do migracji
Materiał Promocyjny
Bank Pekao nagrodzony w konkursie The Drum Awards for Marketing EMEA za działania w Fortnite
Publicystyka
Łukasz Adamski: Elegia dla blokowisk. Czym Nawrocki może zaimponować Trumpowi?