Po pierwsze dlatego, że w stosunkach i międzyludzkich, i – zwłaszcza – międzynarodowych bardzo ważna jest zasada równoprawności. Bardzo chciałbym nie mieć racji, ale obawiam się, że kiedy arcybiskup Michalik przybędzie do Moskwy, zostanie oczywiście przyjęty godnie przez Cerkiew, ale państwo rosyjskie – mówiąc symbolicznie - nie rozłoży przed nim tak czerwonych dywanów, jakie rozłożyła Rzeczpospolita przed jego rosyjskim odpowiednikiem. Czy strona polska, decydując się na ceremonialne przyjęcie Cyryla przez prezydenta Komorowskiego dysponowała bodaj nieformalnym zapewnieniem, że przewodniczący polskiego Episkopatu zostanie kiedyś przyjęty przez Władymira Putina? Nie wiem, ale wątpię.
A jeśli nie – to ceremonialne fakty, mające teraz miejsce w Warszawie, w sposób nieuchronny będą na Wschodzie odebrane jako dowód, iż strona polska godzi się na sytuację ostentacyjnej nierówności. I proszę mi tu nie mówić o chrześcijańskiej pokorze – gdy zaczyna się ceremoniał państwowy, kończy się zakres oddziaływania tego pojęcia. Mówimy o decyzjach polityków, a nie duchownych.
A to są dla Rosjan sprawy bardzo ważne. Kiedy przywódca radziecki Nikita Chruszczow po raz pierwszy wybierał się do USA, liderzy Politbiura spędzali długie godziny nad przedstawionym im przez Amerykanów planem wizyty, zastanawiając się, czy gdzieś nie czyha ceremonialna pułapka, czy nagle nie zostaną postawieni wobec jakiegoś symbolicznego faktu, oznaczającego że Waszyngton nie traktuje ich jako równych sobie partnerów. Ja wiem że to było dawno, i wiem że Polska to nie dawny ZSRR, a obecna Rosja to nie Ameryka. Chodzi mi o to, że ten epizod z czasów Chruszczowa pokazuje pewien bardzo ważny i silny element rosyjskiej kultury politycznej.
Element, dodajmy, również trwały, aktualny do dziś. A skoro aktualny, to trzeba się z nim liczyć. Czy się nam to podoba czy nie, zbytnie wychodzenie naprzeciw, które z naszej perspektywy oznacza deklarację dobrej woli, tam odbierane bywa jako dowód słabości. Słabości, która będzie wykorzystana. Tak po prostu jest, potwierdzi to każdy kto choć trochę zna Rosję.
Jest jasne, że kiedy jeden z partnerów nabiera przekonania o słabości drugiego, to długofalowo nie sprzyja to procesowi pojednania.