Wydawałoby się, że inwestor, decydując się powierzyć komuś swoje pieniądze, powinien sam sprawdzić, czy mają one szanse powrotu do niego. Niestety, to już nie ten etap. Świat finansów oferuje tak bogaty zestaw operacji i instrumentów, że zapoznanie się nawet z jednym tylko spośród jego fragmentów (np. pochodnych) wymaga wielomiesięcznych studiów. Nawet na polskim rynku mamy do czynienia z kilkoma tysiącami instrumentów finansowych, przy stale otwartej możliwości importu nowych pomysłów z zagranicy. Tam tych instrumentów i specjalnych strategii finansowych jest kilkaset tysięcy
W tak złożonej rzeczywistości nie dają sobie rady nawet osoby uznane za ekspertów. Obecny przewodniczący sejmowej Komisji Finansów, prof. Dariusz Rosati wraz z kilkoma innymi prominentami ekonomii był m.in. w radzie nadzorczej Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej, która zmarnowała kilkaset milionów zł inwestorów i to w czasie, gdy na rynku kapitałowym od kilku lat trwał trend wzrostowy. Jeżeli więc główny finansista Platformy Obywatelskiej nie był w stanie połapać się w działalności kontrolowanego przez niego parabanku, to co mówić o zwykłym obywatelu. Pomocne powinny być w tej sytuacji państwowe instytucje kontrolne, takie jak KNF. Problem jednak tkwi w tym, że parabanki znajdują się praktycznie poza obszarem ich jurysdykcji.
W Polsce co do systemu nadzoru nad instytucjami finansowymi można mieć mieszane uczucia. W różnych jego obszarach wypada wystawić mu odmienne oceny. Bardzo sprawnie działa on w obszarze bankowym (Polska jako bodajże jedyny kraj w Europie nie przeżywała kryzysu tego sektora), podobnie jest w zakresie ubezpieczeń.
W przypadku rynku papierów wartościowych systemowym mankamentem jest nie tyle wykrywalność przestępstw, ale proces orzekanie o winie. W Polsce w 2009 r. było tylko pięć wyroków sądowych i rzecz nie w tym, że tylko tyle. Tu specjalnie nie odstajemy od innych krajów. We Francji i Niemczech było ich dwa razy więcej, ale tamtejsze rynki rozmiarami i ilością uczestników znacznie przewyższają polski. Problemem jest natomiast rekordowa długość polskich postepowań, przez co niektóre z przestępstw ocierają się o granice przedawnienia.
Trzeba powiedzieć, że i tak rynki giełdowe są relatywnie dobrze kontrolowane i przejrzyste. Tym niemniej zyski z przestępczości w tym obszarze są wcale nie małe. Szacuje się, że na największych giełdach europejskich (London Stock Exchange, Euronext) stanowią 0,05% obrotu. W naszym przypadku wynosiłoby to ponad 120 mln zł rocznie. Nawet, jeśli jesteśmy znacznie lepsi od tamtych krajów, to jest to kwota warta zastanowienia. Co jednak mówić o rynku nie objętym kontrolą KNF (m.in. parabanki)? Tu w grę na pewno wchodzą miliardy.