Parabanki w poza kontrolą

KNF powinna kontrolować wszystkie instytucje finansowe. I powinniśmy dać jej prawo do wydawania nakazu zaniechania praktyk, które zagrażają inwestorom lub gospodarce – pisze były prezes UOKiK

Publikacja: 17.09.2012 16:06

Andrzej Sopoćko

Andrzej Sopoćko

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

Red

Wydawałoby się, że inwestor, decydując się powierzyć komuś swoje pieniądze, powinien sam sprawdzić, czy mają one szanse powrotu do niego. Niestety, to już nie ten etap. Świat finansów oferuje tak bogaty zestaw operacji i instrumentów, że zapoznanie się nawet z jednym tylko spośród jego fragmentów (np. pochodnych) wymaga wielomiesięcznych studiów. Nawet na polskim rynku mamy do czynienia z kilkoma tysiącami instrumentów finansowych, przy stale otwartej możliwości importu nowych pomysłów z zagranicy. Tam tych instrumentów i specjalnych strategii finansowych  jest kilkaset tysięcy

W tak złożonej rzeczywistości  nie dają sobie rady nawet osoby uznane za ekspertów. Obecny przewodniczący sejmowej Komisji Finansów, prof. Dariusz Rosati wraz z kilkoma innymi prominentami ekonomii był m.in. w radzie nadzorczej Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej, która zmarnowała kilkaset milionów zł inwestorów i to w czasie, gdy na rynku kapitałowym od kilku lat trwał trend wzrostowy. Jeżeli więc główny finansista Platformy Obywatelskiej nie był w stanie połapać się w działalności kontrolowanego przez niego parabanku, to co mówić o zwykłym obywatelu. Pomocne powinny być w tej sytuacji państwowe instytucje kontrolne, takie jak KNF. Problem jednak tkwi w tym, że parabanki znajdują się praktycznie poza obszarem ich jurysdykcji.

W Polsce co do systemu nadzoru nad instytucjami finansowymi można mieć mieszane uczucia. W różnych jego obszarach wypada wystawić mu odmienne oceny. Bardzo sprawnie działa on w obszarze bankowym (Polska jako bodajże jedyny kraj w Europie nie przeżywała kryzysu tego sektora), podobnie jest w zakresie ubezpieczeń.

W przypadku rynku papierów wartościowych systemowym mankamentem jest nie tyle wykrywalność przestępstw, ale proces orzekanie o winie. W Polsce w 2009 r. było tylko pięć wyroków sądowych i rzecz nie w tym, że tylko tyle. Tu specjalnie nie odstajemy od innych krajów. We Francji i Niemczech było ich dwa razy więcej, ale tamtejsze rynki rozmiarami i ilością uczestników znacznie przewyższają polski. Problemem jest natomiast rekordowa długość polskich postepowań, przez co niektóre z przestępstw ocierają  się o granice przedawnienia.

Trzeba powiedzieć,  że i tak rynki giełdowe są relatywnie dobrze kontrolowane i przejrzyste. Tym niemniej zyski z przestępczości w tym obszarze  są wcale nie małe. Szacuje się, że na największych giełdach europejskich  (London Stock Exchange, Euronext) stanowią 0,05% obrotu. W naszym przypadku wynosiłoby to ponad 120 mln zł rocznie. Nawet, jeśli jesteśmy znacznie lepsi od tamtych krajów, to jest to kwota warta zastanowienia. Co jednak mówić o rynku nie objętym kontrolą KNF (m.in. parabanki)? Tu w grę na pewno wchodzą miliardy.

Funkcjonowanie parabanków poza kontrolą organów nadzoru finansowego uznać należy za istotny mankament systemu. Co ciekawe, taką kontrolą objęte są fundusze inwestycyjne, które realizują dokładnie to samo co parabanki, ale w sposób nieporównywalnie bardziej przejrzysty. Ich uczestnicy podejmują się inwestycji obarczonych ryzykiem w nadziei na uzyskanie wysokich premii, godząc się jednak z ryzykiem poniesienia strat w przypadku, gdy program inwestycyjny okaże się nietrafiony. Dość szczegółowe regulacje  bardzo jednak utrudniają sprzeniewierzanie pieniędzy  przez zarządzających.

Dlaczego więc  w naszym systemie istnieje miejsce dla firm typu Amber Gold, które mogą robić to samo co fundusze, z dodatkiem jednak przekrętów  i daleko idącej swobody w  przerzucania ryzyka inwestycyjnego z zarządzających na nieświadomych inwestorów? Trudno powiedzieć.

Na pewno w tym zakresie mamy o czynienia z trzema lukami: prawnymi (za dużo tu wolno), kompetencyjną  (nie wiadomo kto z ten obszar rynku finansowego odpowiada) oraz  organizacyjną. O tej ostatniej trzeba powiedzieć trochę  szerzej.

Kontrola musi być  skuteczna, a wiec  przede wszystkim znieść poczucie bezkarności dla naruszających prawo i dobre obyczaje. Warunkiem tej skuteczności jest wysoki profesjonalizm jej organów, nie dających się wodzić za nos przez podejrzanych. Wcale nie jest to łatwe w dziedzinach o wielkim bogactwie  zdarzeń, produktów i uczestników. W dodatku wszystko dzieje się tu bardzo szybko. Na tym rynku nieuczciwe miliony można zarobić w parę dni, podczas gdy np.  na ten sam wynik na nieświeżym mięsie „zapracować" trzeba w parę lat.

Decyzje muszą tu zapadać szybko, dotyczą one wszakże żywej materii gospodarczej, musi wiec istnieć również system wnikliwej i obiektywnej ich weryfikacji. W praktyce oznacza to konieczność nadania znacznych kompetencji  organu administracji państwowej, który szybko jest w stanie zablokować niebezpieczne operacje. Aby jednak nie było tu nadużyć i we wszystkich sprawach dokładano należytej staranności, niezbędna jest kontrola doświadczonego sądu.

Obecna sytuacji w sferze parabanków składa na sądy zbyt wielkie brzemię. Nie ma instytucji, która byłaby zobowiązana do wstępnej, pogłębionej analizy sprawy. A przecież większe przestępstwa  z rynku finansowego potrzebują sztabu ludzi, którzy je przeanalizują, dokumenty sprawdzą, prześledzą operacje z powiązanymi spółkami itp. Tego sztabu nie ma, jest tylko sąd, a wiec najwyżej kilka osób (sędzia plus asesorzy). W dodatku poza niezbędnym  wykształceniu prawniczym (gdzieś w granicach 10 lat), mało kto miał tu dość samozaparcia, by jeszcze zgłębić złożone obszary ekonomii i finansów.

Ważne w procesie orzekania sa także procedury, a w istocie – ich długość. Sędzia, strony, a także powołani eksperci  musza się zapoznać z aktami. Rozprawy muszą odbywać się w takim czasie, jaki dla studiowania dokumentów jest realnie niezbędny. I to wszystko musi dokonywać się dopiero po wpłynięciu powództwa. Sąd nie może śledzić podejrzanych, prokurator też podejmuje czynności dopiero po wpłynięciu doniesienia.

Inaczej jest w przypadku pełniącego funkcje nadzorcze organu administracji. On jest zobowiązany do stosowania działań prewencyjnych, a wiec monitorowania zachowań, w tym przypadku -  uczestników rynku finansowego. W dobrze zorganizowanym systemie  powinien także mieć możliwość ich kontrolowania oraz blokowania niektórych praktyk rynkowych. Niestety, KNF nie ma takiej możliwości  w stosunku do parabanków. A te rysują się ostatnio jako najgroźniejsze dla oszczędności zwykłych obywateli. Praktycznie cala robota spływa na sąd. Na wyroki trzeba wiec czekać latami, a tymczasem warte grzechu praktyki mogą być z powodzeniem kontynuowane.

Autor tego artykułu był  współtworcą obecnego  systemu ochrony konkurencji. Podstawowym jego założeniem  było istnienie  specjalnego organu administracji, z dość dużymi możliwościami orzeczniczymi. Taki organ, jak i wszystkie inne musi być poddany kontroli sądowej. Ponieważ jednak konkurencja jest zarówno kluczowym, jak i wieloaspektowym elementem gospodarki (szczególnie w tzw. przedsiębiorstwach sieciowych), kontrola sądowa powinna być prawowane przez odpowiednio przegotowanych i wyspecjalizowanych prawników.

Oprócz więc Urzędu Antymonopolowego (obecnie Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta) utworzono, na poziomie okręgowym, specjalny Sąd Antymonopolowy. Dawało to szanse na przyspieszenie wydawania wyroków, podniesienia ich jakości (mniej skutecznych zaskarżeń), a przede wszystkim – jednolitość orzecznictwa. System ten działa bardzo długo i sprawnie. Choć był utworzony znacznie wcześniej niż, nie dająca sobie rady z tępieniem naruszeń prawa, Komisja Papierów Wartościowych i Giełd, nie zyskał w tej dziedzinie uznania na rynku finansowym. Sprawy trafiały do zwykłych sadow powszechnych, co z góry zapowiadało bardzo długie postepowanie.

Obecnie dokonano pewnego kroku na przód i resort sprawiedliwości dokonał  pewnej specjalizacji sędziowskiej i prokuratorskiej. Oddzielnego sądu dla operacji finansowych jednak w dalszym ciągu nie ma. Nie ma wiec instytucji, której praktyka orzekania tworzyłaby, oparty na bezpośrednich związkach z rzeczywistością, system regulacji tego skomplikowanego obszaru. Długoletnie jednak , dobre doświadczenia z obszaru walki o konkurencję uprawniają  do zaproponowania podobnego schematu:

- uprawnienia kontrolne KNF zostają rozszerzone na wszystkich instytucje finansowe

-  w stosunku do wszystkich instytucji finansowych KNF,  oprócz nakładania kar za złamania prawa, ma możliwość orzeczenia nakazu zaniechania praktyk, które zagrażają inwestorom lub gospodarce

- kontrola sądowa rozstrzygnięć KNF, jak także rozstrzyganie określonych spraw cywilnych z zakresu rynku finansowego, znajduje się w kompetencji specjalnego sądu z uprawnienia mi sądu okręgowego.

Autor był na początku lat dziewięćdziesiątych Przewodniczącym Komisji ds. Przeciwdziałania Praktykom Monopolistycznym, w latach 1995-7- Prezesem Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Obecnie jest kierownikiem Zakładu Rynków Kapitałowych i Ubezpieczeń WZ UW

Wydawałoby się, że inwestor, decydując się powierzyć komuś swoje pieniądze, powinien sam sprawdzić, czy mają one szanse powrotu do niego. Niestety, to już nie ten etap. Świat finansów oferuje tak bogaty zestaw operacji i instrumentów, że zapoznanie się nawet z jednym tylko spośród jego fragmentów (np. pochodnych) wymaga wielomiesięcznych studiów. Nawet na polskim rynku mamy do czynienia z kilkoma tysiącami instrumentów finansowych, przy stale otwartej możliwości importu nowych pomysłów z zagranicy. Tam tych instrumentów i specjalnych strategii finansowych  jest kilkaset tysięcy

Pozostało 93% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką