Przedrukowała informację agencji „Polpress": „Dowództwo Armii Krajowej w Warszawie z pułkownikiem Monterem na czele, działającym w imieniu nieobecnego w Warszawie w ciągu całego powstania generała Bora, postanowiło skapitulować, oddając powstańców i broń w ręce Niemców. Dowództwo AK odrzuciło myśl przebicia się z Warszawy, by albo przeprawić się na prawy brzeg Wisły na ziemie wyzwolone, albo skierować się na zachód w celu połączenia się z oddziałami walczącymi na tyłach wroga.
Oddziały Armii Ludowej, Korpusu Bezpieczeństwa, Polskiej Armii Ludowej oraz te oddziały Armii Krajowej, które nie chcą podporządkować się postanowieniu dowództwa Armii Krajowej o kapitulacji, torują sobie drogę z Warszawy z bronią w ręku. Pierwsza grupa, która po zaciętej walce przebiła się z Żoliborza, przybyła już na prawy brzeg Wisły.
Kierownicy powstania z obozu sanacji likwidują powstanie przy użyciu takich samych metod, jakie stosowali przy rozpoczęciu go. Rozpoczęli oni powstanie bez jakiegokolwiek bądź uzgodnienia z dowództwem Wojska Polskiego i Armii Czerwonej, kierując się jedynie własnymi egoistycznymi interesami. Obecnie kończą oni powstanie kapitulacją, nie licząc się z losem bohaterów-powstańców i wolało oddać ich w ręce Niemców, niż pozwolić na połączenie się z Wojskiem Polskim."
Takie stanowisko wywołało reakcję przedstawicieli prasy krajów sprzymierzonych doprowadzając do konferencji prasowej w Moskwie z udziałem kierownictwa PKWN. Obszerną relację z konferencji gazeta opublikowała w tym samym numerze. Jedno z pierwszych pytań dziennikarzy zachodnich brzmiało - gdzie jest generał Bór? Gen. Rola-Żymierski odpowiedział, że miejsce jego przebywania znane jest dowództwu Wojska Polskiego, jednak nie może go podać. „Można tylko powiedzieć, że gen. Bór znajdował się w znacznej odległości od Warszawy. Pragniemy zaznaczyć, że między gen. Borem a Czerwoną Armią i Marszałkiem Rokossowskim nigdy nie było żadnego kontaktu i przedstawiciel gen. Bora nie przyjeżdżał do kwatery głównej Marszałka Rokossowskiego".
Na kolejne pytanie o radiostację im. Kościuszki, która przy końcu lipca wzywała ludność Warszawy do powstania Stefan Jędrychowski oświadczył krótko, że takiego wezwania nie było.