„Rzeczpospolita" pisała. 1944: Oddali bohaterów w ręce Niemców

W numerze z 4 października gazeta ogłosiła o kapitulacji powstania warszawskiego.

Publikacja: 28.09.2012 20:00

Przedrukowała informację agencji „Polpress": „Dowództwo Armii Krajowej w Warszawie z pułkownikiem Monterem na czele, działającym w imieniu nieobecnego w Warszawie w ciągu całego powstania generała Bora, postanowiło skapitulować, oddając powstańców i broń w ręce Niemców. Dowództwo AK odrzuciło myśl przebicia się z Warszawy, by albo przeprawić się na prawy brzeg Wisły na ziemie wyzwolone, albo skierować się na zachód w celu połączenia się z oddziałami walczącymi na tyłach wroga.

Oddziały Armii Ludowej, Korpusu Bezpieczeństwa, Polskiej Armii Ludowej oraz te oddziały Armii Krajowej, które nie chcą podporządkować się postanowieniu dowództwa Armii Krajowej o kapitulacji, torują sobie drogę z Warszawy z bronią w ręku. Pierwsza grupa, która po zaciętej walce przebiła się z Żoliborza, przybyła już na prawy brzeg Wisły.

Kierownicy powstania z obozu sanacji likwidują powstanie przy użyciu takich samych metod, jakie stosowali przy rozpoczęciu go. Rozpoczęli oni powstanie bez jakiegokolwiek bądź uzgodnienia z dowództwem Wojska Polskiego i Armii Czerwonej, kierując się jedynie własnymi egoistycznymi interesami. Obecnie kończą oni powstanie kapitulacją, nie licząc się z losem bohaterów-powstańców i wolało oddać ich w ręce Niemców, niż pozwolić na połączenie się z Wojskiem Polskim."

Takie stanowisko wywołało reakcję przedstawicieli prasy krajów sprzymierzonych doprowadzając do konferencji prasowej w Moskwie z udziałem kierownictwa PKWN. Obszerną relację z konferencji gazeta opublikowała w tym samym numerze. Jedno z pierwszych pytań dziennikarzy zachodnich brzmiało - gdzie jest generał Bór? Gen. Rola-Żymierski odpowiedział, że miejsce jego przebywania znane jest dowództwu Wojska Polskiego, jednak nie może go podać. „Można tylko powiedzieć, że gen. Bór znajdował się w znacznej odległości od Warszawy. Pragniemy zaznaczyć, że między gen. Borem a Czerwoną Armią i Marszałkiem Rokossowskim nigdy nie było żadnego kontaktu i przedstawiciel gen. Bora nie przyjeżdżał do kwatery głównej Marszałka Rokossowskiego".

Na kolejne pytanie o radiostację im. Kościuszki, która przy końcu lipca wzywała ludność Warszawy do powstania Stefan Jędrychowski oświadczył krótko, że takiego wezwania nie było.

Któryś z korespondentów zapytał o łączność powstańców z Armią Czerwoną i I Armią Wojska Polskiego. Osóbka-Morawski zapewnił, że kierownictwo Armii Ludowej zwracało się do dowództwa Armii Krajowej z prośbą o nawiązanie łączności z dowództwem Armii Czerwonej. Dowództwo AK obiecało prośbę spełnić, ale jej nie dotrzymało mimo, iż dysponowało wszystkimi środkami łączności.

Gdy padło pytanie o generała Bora, Osóbka-Morawski bardzo się zdenerwował. „Generał Bór to przestępca w stosunku do Narodu Polskiego, gdyż pchnął ludność Warszawy do przedwczesnego wystąpienia. Naznaczając gen. Bora głównodowodzącym, rząd emigracyjny widocznie zwariował. Nienawiść Narodu Polskiego do gen. Bora jest znacznie silniejsza niż do Sosnkowskiego."

Na pytanie, czy gen. Bór będzie pociągnięty do odpowiedzialności, Osóbka-Morawski oświadczył: „stanie przed sądem".

Na kolejne pytanie, czy wprowadzenie do PKWN Mikołajczyka albo kogoś innego z rządu emigracyjnego w Londynie może podziałać uspokajająco w Polsce, Osóbka-Morawski stwierdził: „Na terrorystów nie podziała ani Mikołajczyk, ani kto inny. Ale, oczywiście wejście Mikołajczyka w skład Komitetu mogłoby wpłynąć na istniejący jeszcze w Polsce niewielki procent wahających się ludzi. /.../"

Do sprawy gen. Bora-Komorowskiego „Rzeczpospolita" wróciła 8 października w ogromnym artykule na pierwszej stronie „Bór, co wolał Niemca". Anonimowy autor pisał: „... Wielu bohaterskich powstańców, żołnierzy i oficerów AK dowiedziało się ze zdumieniem, że Bór to pułkownik kawalerii hrabia Komorowski. Tym samym stało się jasne, dlaczego popełniał on tak liczne, fatalne błędy w kierowaniu powstaniem.

Toć to ta sama szkoła niedowarzonych strategów jak Dąb-Biernacki, czy Stachiewicz, czy sam Rydz-Śmigły, którzy tak lekkomyślnie tracili i na zgubę prowadzili w 1939 r. całe dywizje, całe armie. Ta sama szkoła generałów od sanacyjnej polityki.

W międzyczasie na arenie międzynarodowej skompromitował się do szczętu Sosnkowski. Pod naciskiem opinii demokratycznej Raczkiewicz – jak sam stwierdza – wbrew swej woli udziela dymisji Sosnkowskiemu i ku zdumieniu wojskowych nawet swego obozu wyznacza na to stanowisko głównodowodzącego – hrabiego Komorowskiego.

Mniejsza o to, że w historii Polski nie było nominacji nawet na fikcyjne stanowisko głównodowodzącego bardziej śmiesznej, jak w wojnie współczesnej niedouczonego kawalerzysty Komorowskiego. Dalibóg, waleczni żołnierze polscy w Narviku i Tobruku i Monte Cassino warci są tego, aby nawet nominalnie na ich czele stanął prawdziwy wojskowy. Ale Raczkiewicz i jego przegrani doradcy chcieli z Bora uczynić symbol walczącej Warszawy, chcieli spektakularnie zdyskontować krew powstańców. Bór – to ich człowiek, powolne narzędzie w ich rękach. Trzeba go było windować. A kiedy i ta karta została pobita, Bór wolał przejść do Niemców i oddać się do niewoli w chwili, gdy walka o Warszawę trwa.

Zbankrutowany winowajca ruin i cierpień Warszawy woli odsiedzieć w niewoli okres walk, syn szlachecki zląkł się sądu demokracji polskiej, jego klasowe sumienie pana hrabiego zwyciężyło w nim poczucie godności i honoru oficera polskiego."

Ten tekst przekreślał ewentualny powrót gen. Komorowskiego po zakończonej wojnie do Polski i był pierwszym publicznym wyrokiem wydanym przez komunistów na dowódcę Armii Krajowej.

Przedrukowała informację agencji „Polpress": „Dowództwo Armii Krajowej w Warszawie z pułkownikiem Monterem na czele, działającym w imieniu nieobecnego w Warszawie w ciągu całego powstania generała Bora, postanowiło skapitulować, oddając powstańców i broń w ręce Niemców. Dowództwo AK odrzuciło myśl przebicia się z Warszawy, by albo przeprawić się na prawy brzeg Wisły na ziemie wyzwolone, albo skierować się na zachód w celu połączenia się z oddziałami walczącymi na tyłach wroga.

Pozostało 90% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości