Rymanowski do Mazurka: Nie ujawnię nazwisk. Nie jestem szaleńcem

„Ujawnienie przeszłości spowoduje, że zrozumiemy teraźniejszość, pojmiemy, kto i dlaczego postępuje tak, a nie inaczej. Źródło dzisiejszych decyzji tkwi w przeszłości tych, którzy je podejmują. I dotyczy to nie tylko polityków czy dziennikarzy”

Publikacja: 03.11.2012 12:41

Rymanowski do Mazurka: Nie ujawnię nazwisk. Nie jestem szaleńcem

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys Seweryn Sołtys

– Dziś jestem raczej penitentem u Mazurka, ale normalnie dziennikarz jest po trosze księdzem, po trosze ubekiem – przyznaje Bogdan Rymanowski w rozmowie z Robertem Mazurkiem na łamach „Plus Minus Rzeczpospolitej” na kanwie książki poświęconej Januszowi Molce, agentowi, a potem oficerowi komunistycznej bezpieki, który donosił  m.in. na Lecha Kaczyńskiego, Grzegorza Bireckiego, a także Jana Lityńskiego i Adama Michnika.

Pytania, których zadawać nie można

Dlaczego dziennikarz telewizyjny poświęcił tytułowemu ubekowi aż pięć lat życia? Co go wyróżniało?

Nie ukrywał swojej winy, łajdactw. A reszta? „My tylko wypełnialiśmy polecenia przełożonych, działaliśmy zgodnie z obowiązującym prawem i byliśmy wiernymi synami ojczyzny. A ojczyzna, obojętnie: socjalistyczna czy demokratyczna, potrzebuje swoich służb". I na tym tle pojawił się Molka, który mówi, że od początku był sukinsynem.

Znamienny jest już początek wywiadu:

Są jeszcze w polskiej przeszłości nieodkryte karty?

Z pewnością – i trzeba je odkryć, żeby zrozumieć współczesność.

Czego nie rozumiemy?

Ujawnienie przeszłości spowoduje, że zrozumiemy teraźniejszość, pojmiemy, kto i dlaczego postępuje tak, a nie inaczej. Źródło dzisiejszych decyzji tkwi w przeszłości tych, którzy je podejmują. I dotyczy to nie tylko polityków czy dziennikarzy.

Gwiazda TVN podkreśla:

Potrafię sobie wyobrazić agenta SB, który dał się przewerbować przez UOP, by jego teczka nie wyszła na jaw, a dziś sprawdza się świetnie w roli dziennikarza i od dawna jest martwym kontaktem nowych służb.

Mazurek pyta Rymanowskiego: Czego nie powiedział ci Janusz Molka?

Na pewno wielu rzeczy.
Ciekawych?
O tym, jak głęboka jest jego wiedza, świadczą rzucane niby mimochodem nazwiska bardzo znanych autorytetów ze świata polityki czy mediów, które były współpracownikami SB, ale kupiły sobie nietykalność, idąc na współpracę z UOP.
Znasz te elektryzujące nazwiska?
Nie wszystkie, ale i tak nigdy ich nie ujawnię. Bardzo przepraszam, ale nie jestem szaleńcem.
(…) Jednocześnie on mi mówi, że gdyby w 1990 roku poszedł na współpracę z UOP, to dziś sam chodziłby od studia do studia telewizyjnego i pouczał: „Rymanowski, wy prowadzicie kraj ku przepaści!", tak jak kilku innych.
Wierzysz mu w to?
Że są tacy agenci? Oczywiście, tak samo jak oczywiste jest, iż nie opublikuję ich nazwisk. Powtórzę: każdy proces bym przegrał.
Są pytania, których nie mogę ci zadać, bo tak się umówiliśmy...

(śmiech) A co chcesz przez to powiedzieć?
Nic, ja tylko dzielę Polaków i podpalam kraj, bo moja przemiana była nieautentyczna.
No właśnie, sączysz jad...

Rymanowski zauważa, jak SB po złamaniu Molki umożliwiła dotychczasowemu średnio utalentowanemu spiskowcowi  karierę:

Przewoził bibułę na trasie Warszawa – Gdańsk, a po zwerbowaniu czuł się bezpieczny, nikt go nie zatrzymywał, nie wpadał, a potrafił wracać do Trójmiasta z wielkim plecakiem wypchanym książkami. Sam miał zresztą gigantyczną bibliotekę literatury niezależnej, był inteligentny, oczytany, a do tego sprawny i skuteczny, więc znajomi z podziemia kupili go jako konspiratora. A ponieważ miał coraz więcej coraz ważniejszych znajomych, to robił karierę także w strukturach SB. Oni szybko zobaczyli, że to perła, diament, facet, który ma predyspozycje, żeby być ubekiem.

I dodaje:

Największą szychą, na którą donosił, był Lech Kaczyński. To były czasy, gdy Borusewicz jeszcze się ukrywał, więc robotą konspiracyjną na powierzchni kierowali Kaczyński i Krzysztof Dowgiałło, późniejszy poseł OKP, autor słów do „Janek Wiśniewski padł". Molka odbierał od Kaczyńskiego pieniądze. Przy okazji opowiedział, że miał on reputację kryształowo uczciwego, więc czasami padał ofiarą mniej fundamentalnych współpracowników, którzy przekazując pieniądze na sam dół, potrafili sobie troszkę z tego uszczknąć, choćby marne 100 dolarów, które przy tamtym przeliczniku… (…) Zaprzyjaźnił się z Janem Lityńskim, wypił z nim niejedną butelkę wódki i wymieniał się płytami. Donosił na historyka Andrzeja Paczkowskiego, nieżyjących Grażynę Gęsicką i Przemysława Gosiewskiego, otarł się o Wałęsę. Przyjaźnił się z Grzegorzem Biereckim, choć pan senator (…) teraz się tego wypiera. Systematycznie donosił na swych znajomych jeszcze z lat 70. – Halla, Borusewicza czy kolegę z liceum Arama Rybickiego.

Molka, Maleszka, MSZ

Rymanowski podkreśla, że nadgorliwość którą charakteryzował Molka – zresztą taka sama jak Lesława Maleszki, ps. Ketman – była wynikiem kompleksów

To wystarcza?

Jak pijesz z esbekami, gadasz z nimi, dostajesz od nich premie, to zaczynasz patrzeć na świat jak oni. I tak zaczął postrzegać kolegów. Już nie widział w nich konspiratorów ryzykujących życie, walczących o wyzwolenie z pęt komunizmu, ale solidaruchów, małych złodziejaszków, męty biorące pieniądze od CIA. Z miesiąca na miesiąc ta wizja świata stawała się coraz bardziej jego.

I naturalnym krokiem prymusa SB było przejście na etat?

On doskonale poznał mentalność swoich oficerów prowadzących. Wiedział, że jako agent jest dla nich śmieciem, jest nikim i jeśli będzie trzeba, poświęcą go bez żalu. Widział też, że na jego donosach to inni robią kariery, wypływają, więc złożył wniosek o przyjęcie do SB.

I dostał niejawny etat.

I wciąż miał sukcesy w rozbijaniu Solidarności Walczącej, NZS, czym zwrócił uwagę Warszawy, a on bardzo chciał wejść do pierwszej ligi i przenieść się do stolicy. Pomogli mu szefowie z III Departamentu, załatwili mieszkanie w centrum Warszawy i formalnie pracę w wydawnictwie.  Jego partnerem był tam inny tajny współpracownik Paweł Mikłasz, człowiek, który znał się dobrze z Adamem Michnikiem i całą elitą opozycji, a który dziś współpracuje z MSZ jako reprezentant stowarzyszenia zajmującego się pojednaniem polsko-żydowskim.

Życie po życiu

To był koniec lat 80. Jest Okrągły Stół i co? Popłoch?

Skądże znowu! Zmienia się sytuacja polityczna, ale Molka jest pewien, że to tylko przepoczwarzenie systemu. Dlatego bez wahania w czerwcu 1989 roku angażuje się w kampanię wyborczą Jana Józefa Lipskiego do Senatu. SB chciało postawić na PPS, bo myśleli, że oni zastąpią PZPR, dlatego ta partia była tak zinfiltrowana.

Rząd Mazowieckiego musiał być dla Molki ciosem.

Dlaczego?! Spójrz, kto tam był szefem MSW – Czesław Kiszczak. A MON? Florian Siwicki. Tacy ludzie jak Molka byli przekonani, że wszystko jest pod kontrolą. Zmieniają nazwę III Departamentu? Proszę bardzo, ale zostają ci sami esbecy. Prawdziwe zmiany następują dopiero w połowie 1990 roku, kiedy powstaje UOP.

Okazuje się, że Molka, którego mocodawcy zapewniali, że jego akta zostały zniszczone, postanawia jak wielu innych złożyć akces do UOP. Zostaje zaproszony na rozmowę, a tam: Miodowicz, Brochwicz i Sienkiewicz i zaczyna się regularne przesłuchanie. Znaleźli jego teczkę, wiedzą o nim wszystko...

I tu następuje różnica w relacjach

.

Ich zdaniem na tym się kończą rozmowy z Molką, ale on sam twierdzi, że go szantażują: oni go nie zdemaskują, ale zostanie tajnym współpracownikiem UOP. Proponują mu, by robił to samo, co robił dla SB, tyle że dla nich, a jak nie, to wynocha z mieszkania.

Miałby donosić na tych samych ludzi, teraz już polityków czy biznesmenów, demokratycznym służbom?

Właśnie tak! Molka twierdzi, że chcieli go umieścić blisko Lecha Kaczyńskiego, do którego nie mieli dojść.

To oznacza, że w III RP próbowano przenieść komunistyczny model funkcjonowania służb specjalnych.

Nie mam wątpliwości, że tak było. Miodowicz potwierdził mi, że przerejestrowywano agentów SB na współpracowników UOP

Lepsze było to niż opcja zerowa?

Patrząc na obecny stan polskich służb specjalnych, myślę, że nic złego by się nie stało, gdybyśmy budowali je od podstaw. Trzeba było całkowicie zlikwidować ten spadek po komunie.

– Dziś jestem raczej penitentem u Mazurka, ale normalnie dziennikarz jest po trosze księdzem, po trosze ubekiem – przyznaje Bogdan Rymanowski w rozmowie z Robertem Mazurkiem na łamach „Plus Minus Rzeczpospolitej” na kanwie książki poświęconej Januszowi Molce, agentowi, a potem oficerowi komunistycznej bezpieki, który donosił  m.in. na Lecha Kaczyńskiego, Grzegorza Bireckiego, a także Jana Lityńskiego i Adama Michnika.

Pytania, których zadawać nie można

Pozostało 95% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości