Ten, który w czwartek został w Sejmie przegłosowany przez koalicyjnych posłów wbrew ministrowi sprawiedliwości.
W senackim głosowaniu nie będzie chodziło o sympatie czy antypatie wobec Jarosława Gowina, czy też wojnę między PO i PiS. Będzie chodziło o wielką politykę. O to, czy szefowie dwóch największych partii nadal nad nimi panują. Los małych sądów to coś, od czego zależy reelekcja wielu parlamentarzystów Platformy. Projekt Gowina dotyka 79 powiatów, więc ławo sprawdzić, ilu ich przedstawicieli może obawiać się o swoją polityczną przyszłość.
Senat będzie pod tym względem bardzo ciekawym miejscem. Wtedy zobaczmy, czy senatorowie odkryli już w sobie „jednomandatowość”. Do tej pory zachowywali się karnie. Tak jak w poprzednich kadencjach, gdy byli przede wszystkim reprezentantami list partyjnych, a nie okręgów jednomandatowych.
Do tej pory senatorowie nie odkryli swojej podmiotowości, głosowali, tak jak im partia kazała. Ale też słychać, że w drobniejszych sprawach lubią prezentować się jako niezależni parlamentarzyści, a nie nominaci. Niektórym nawet wypadła już nazwa partii w wystąpieniach i materiałach, które prezentują.
Ewentualny bunt senatorów PO może być zaraźliwy. Z jednej strony dla ich kolegów z PiS. Z drugiej dla sejmowej części PO. A tam ostatnie sondaże sprawiły, że coraz więcej posłów już czuje, iż nie mają szansy na następną kadencję. Zaczyna być nerwowo. Ktoś chce startować w konkursie na dyrektora uzdrowiska, ktoś mówi, że znów pragnie być burmistrzem. Mimo że z powodu kryzysu będzie to wyjątkowo trudny czas dla samorządów. Ale cóż, lepiej być nielubianym wójtem niż lubianym bezrobotnym (copyright: Janusz Piechociński z PSL).