I pisze:
Ukazuje skalę zmian zachodzących na świecie, gdzie centrum przesuwa się ku Azji. W tym nowym globalnym rozdaniu Birma staje się igrzyskiem nowej Wielkiej Gry – między Stanami Zjednoczonymi a Chinami. Ten ongiś nieistotny z punktu widzenia interesów zachodnich kraj stał się nagle najważniejszym punktem na mapie Azji Południowo-Wschodniej. Wszystko dzięki reformom politycznym zapoczątkowanym przez rząd Thein Seina, które poparła Aung San Suu Kyi.
Wybór obu tych postaci jest jak najbardziej sprawiedliwy (…) obie strony są niczym w naszym powiedzeniu: złapał Kozak Tatarzyna, a ten za łeb trzyma. Obie wiedzą, że nie mogą zachwiać tej delikatnej równowagi i okiełznać radykałów ze swych obozów. To powoduje prawdziwie azjatycki kompromis na którym na razie wszyscy zwyciężają.
A ranking Foreign Policy jest tego najlepszym dowodem. Jednakże nie byłoby go, gdyby nie implikacje polityczne „odwilży birmańskiej”. Dzięki zmianom Birma stanęła w centrum nowej rozgrywki o dominację na świecie. (…) Co ważniejsze – prozachodnia Birma rozbija w pył chińską koncepcję „sznura pereł” i próby zdominowania Oceanu Indyjskiego. A właśnie tam, obok Azji Południowo-Wschodniej, rozegra się walka o dominację na globie. Oczywiście nie będzie to, przynajmniej na początku, starcie militarne (choć Chiny nadrabiają w tej sferze stracony czas), lecz raczej gospodarcze i ideologiczne, ale wszystko ku niemu zmierza (…) Stary Kontynent stanie się w percepcji świata tym, czego chciał dla niego Mao Zedong: „upierdliwym przylądkiem”.
Wreszcie zauważa:
Europocentryczna polityka zagraniczna Polski powinna brać to pod uwagę. 85. miejsce ministra Sikorskiego w porównaniu do pierwszego Birmy jest namacalnym dowodem, jak wiele się zmieniło. Chociaż można by się pocieszać, iż to dobrze, że naszego ministra w ogóle umieszczono w tym rankingu i wzięto go za myśliciela, to jednak podejrzewam, iż w gmachu na Szucha radości nie ma. Któż chciałby być za Pussy Riot? A mówiąc poważnie – w maju Radosław Sikorski spotkał się zarówno z Thein Seinem, jak i Suu Kyi. Wątpię by podejrzewał, że w ocenie ważności jego i ich nastąpi taka dysproporcja. Niestety, ale miejsce naszego ministra dobrze oddaje globalne znaczenie Polski.