Sęk jednak w tym, że PO popadła przy okazji w sporo sprzeczności. Pośpiech w pracy nad paktem tłumaczyli pilnością, z jaką Polska powinna przyjąć ten dokument. Dziś słyszymy, że Sejm zajmie się tą sprawą dopiero później, bo – jak mówił premier to tak ważna debata, że trzeba jej poświęcić cały dzień. To, co, sprawa nagle przestała być pilna? Wątpię.
Wydaje się, że chodzi o coś zupełnie innego. Może chodzić o to, by nie rozmawiać o samym pakcie fiskalnym, tylko zgrupować to np. z dyskusją o unijnym budżecie czy przyjęciu euro. W efekcie znów zamiast debaty o pakcie fiskalnym, będzie dyskusja „czy jesteś za Europą czy przeciw". I nie będzie dyskusji całodziennej o pakcie fiskalnym i jego znaczeniu, tylko łatwa do przewidzenia nawalanka PiS-PO, w którym jedni będą mówić o zaścianku, a drudzy o zapieraniu się suwerenności.
A taką dyskusję Platformie będzie znacznie łatwiej wygrać, niż spróbować przekonać Polaków, którzy nie chcą euro do wspólnej waluty. Albo niż wytłumaczyć po co nam pakt fiskalny, skoro ma nas nie dotyczyć (a równocześnie zaraz dotyczyć będzie, skoro wejdziemy do strefy euro). A politycy opozycji w jednym mają rację – dziś o budżecie państwa decyduje Sejm. Pakt wprowadza unijną kontrolę budżetów, a więc – bez względu na to, czy to dobrze czy źle, temat suwerenności nie jest tu nieistotny. Jeśli musimy się jej zrzec – być może tak jest – niech PO nas do tego przekona. Nie zaś zaprasza do politycznej awantury.