Odkąd tylko Jorge Mario Bergoglio stał się papieżem Franciszkiem, na łamach trwa zażarta i niekończąca się licytacja o to, czyj ten Franciszek jest. Nie chce, by Kościół skupiał się na zakazach i kwestiach jak homoseksualizm czy antykoncepcja -  a więc jest liberałem! Sprzeciwia się małżeństwom jednopłciowym i adopcji dzieci przez homoseksualistów - a więc konserwatysta!  Krytykuje współczesny system gospodarczy - więc jest socjalistą! Nie ma takiej wypowiedzi papieża, która nie zostałaby natychmiast, łapczywie zinterpretowana i skatalogowana w ładne, równo skrojone ramy politycznych ideologii. Zupełnie, jakby katalogujący nie słyszeli o czymś takim jak Ewangelia (dla przypomnienia: księga zawierająca przesłanie co do tego, jak powinien żyć każdy chrześcijanin) i nie wiedzieli, że głównym zadaniem Kościoła, a więc i jego głowy, jest wcielanie w życie jej przesłania, które brzmi "Bóg jest miłością".

Na szczęście nie wszyscy o tym zapomnieli tych i innych oczywistościach. Udowadnia to Cristina Odone, publicystka "the Daily Telegraph" i  - co ciekawe - autorka, która dwa tygodnie temu zastanawiała się w okładkowym temacie "Newsweeka", "czy papież jest socjalistą?".

Pytanie, czy Franciszek jest liberałem czy konserwatystą jest mniej więcej tak pożyteczne jak pytanie "czy papież jest katolikiem". Franciszek, posiadający subtelny, jezuicki umysł, może brzmieć jak liberał dla liberałów i konserwatysta dla konserwatystą. Nie to jest jednak tajemnicą jego uroku. Ludzie kochają papieża Franciszka, bo jest dobry. Tysiące autentycznych anegdot zbudowały jego publiczny wizerunek (...) Dobre czyny  zawsze przeważa nawet nad największą ilość wypowiedzianych słów.

- pisze Odone. Dodaje, że zachowanie papieża, który stara się wprowadzać Ewangelię w życie, stoi w dużym kontraście do innych przywódców tego świata.

Niestety, dobre uczynki są tak rzadkie wśród osób publicznych, że Franciszek wydaje się nam kimś zupełnie niezwykłym. Przyzwyczailiśmy się, że ktoś, kto sprawuje wysokie funkcje jest też drogi w utrzymaniu. Kiedy dowiadujemy się, że ktoś zajmujący najwyższą pozycję może czynić tyle dobra, efekt jest absolutnie wywrotowy. Dużo bardziej wywrotowy, niż gdyby papież faktycznie był socjalistą.