Jak wiadomo, nic nie pociesza tak, jak porażki innych. Dlatego taką ulgą i pocieszeniem jest lektura tekstu Michaeala Bootha z brytyjskiego "Guardiana", który opisuje wszystkie ciemne sekrety krajów nordyckich. Okazuje się bowiem, że nawet w krajach Skandynawii przedstawianym nam jako raj na ziemi, przewodzącym we wszystkich możliwych rankingach szczęśliwości i bogactwa, życie potrafi być tak samo mizerne (no, mniej więcej) jak gdzie indziej (czyt. u nas). Jakie to mroczne strony kryją w sobie te państwa?
Zacznijmy od Duńczyków, którzy są opodatkowani po dziurki w nosie, masowo biorą antydepresanty, toną w długach i zanieczyszczają ziemię (nawet bardziej niż Amerykanie).
Dlaczego Duńczycy wypadają tak dobrze w rankingach szczęśliwości? Cóż, mają co prawda wysoki poziom wzajemnego zaufania i kapitału społecznego i całkiem nieźle zarabiają ze sprzedaży wieprzowiny, ale wg danych OECD pracują za to mniej godzin w tygodniu niż w większości państw na świecie, przez co ich produktywność jest niepokojąco słaba. Jak więc stać ich na te ekstrawagancko drogie jedzenie oraz ręcznie dzierganą wełnianą odzież? To proste, Dania ma najwyższy poziom prywatnego długu na świecie (cztery razy więcej niż Włosi), podczas gdy ponad połowa Duńczyków przyznaje się do kupowania produktów na czarnym rynku
(...) Być może najbrudniejszy sekret Duńczyków to fakt, że wg raportu Światowego Funduszu dla Natury, mają największy ślad ekologiczny (tj. zużycie nieodnawialnych zasobów naturalnych) per capita na świecie. Wyższy nawet od USA. Te farmy elektrowni wiatrowych mogą robić wrażenie, kiedy ląduje się na lotnisku Kastrup, ale faktem jest , że Dania jest największym eksporterem ropy naftowej w Unii Europejskiej i wciąż spala ogromne ilości węgla.
Duńczycy płacą też najwyższe podatki na świecie (choć pod względem płac są dopiero na 6. miejscu - jak się domyślam, stąd ten dług) (...) W praktyce oznacza to, że do czwartkowego południa pracują na rzecz państwa, a tylko pozostałe półtora dnia na swoje konto.