S - jak sromotne stereotypy

Że Tomasz Lis jest mądrzejszy od swoich programów, wiadomo od dawna.

Publikacja: 30.01.2014 01:03

Anna Kozicka–Kołaczkowska

Anna Kozicka–Kołaczkowska

Foto: archiwum prywatne

Jako jednostce inteligentnej, własną, tak popularną w sieci zasadę: „Nie możemy mówić poważnie, bo poważnie znaczy nudno, a nudno – to te barany wezmą pilota i przełączą" – nie jest mu pewnie łatwo wcielić w życie, ale najczęściej mu się udaje. Nic dziwnego. Z powyższego cytatu wynika przede wszystkim, że Lis jest mądrzejszy także od barana. Gdy jednak ktoś ciągle musi lecieć na żywca, to może się to skończyć wypaleniem. I tu wiara w głupotę odbiorcy wydaje się zbawienna.

W serialach pani Łepkowskiej strategia Lisa także zdaje egzamin. Stwierdzam to na podstawie dwóch, całych odcinków jej klasycznej opery „M jak miłość" obejrzanych już na początku wieku. Pamiętam, jak Mucha wyczuwała w nich, że jest w ciąży. Do dziś nie wiem, czy w końcu urodziła i czy Cichopek w dalszym ciągu jest żoną jednego z bliźniaków.

Łopatologiczna obrona Owsiaka podjęta przez telewizyjną matkę karmicielkę polskich umysłów i serc była w ostatnim „Lisie na żywo" (27.01.2014) iście stylowa. Barany, dla których Lis tłamsi poziom swoich produkcji, jadły zapewne z ręki scenarzystce seriali, wspieranej przez jej osobistego, życiowego partnera. Idealnie wyszedł im trojgu ten lisi trik, polegający na tym, że kanapowce w studiu dmuchają w jedną trąbkę, a barany mają myśleć, iż one trochę różnią się między sobą i nawet jakby wadzą. Jak to w scenariuszu rozpisanym na role, niczym ciąża Muchy przełożona na wzdychanie, przewracanie oczami oraz wielbicieli.

Na wszelki wypadek, w „Lisie na żywo", gdy na kanapach omawia się wypowiedź kogoś w rodzaju pani poseł Pawłowicz, puszcza się kawałek z nim nagrania. Głupio byłoby skończyć program znienacka, po paru minutach, w razie gdyby jakaś żywa Pawłowicz wzbudziła w studiu aplauz widowni. Publiczność musi się tam chyba składać z baranów wprost wzorcowych. A barany... cóż. Łatwo mogą stracić kierunek. Są durne i w każdej chwili może im zaświtać we łbach niesforna myśl. Pawłowicz może więc by ustrzeliła i Lisa, ale przekonać się o tym nie sposób i o to chodzi.

Lis w idealnej komitywie z gośćmi zatem także ostatnio, w oderwaniu od konkretów - liczb, procentów, kwot, kosztów, faktów - mógł strzelać i do nieobecnej Pawłowicz i do baranów, którym znudziło się Owsiakowe quasi-ministerstwo zdrowia. Scenariusz rozpisano na duetto komplementów pod adresem giganta dręczonego przez zazdrośników.

„Bardzo polskie, niestety" – Łepkowska bez wahania rzuciła na czoło sprawy wątek wad narodowych. To „taki polski zwyczaj w rzeczach, które się wydają czyste i porządne" - obrzydzała, jej zdaniem typowo polskie, lubowanie się w rzeczach nieczystych i nieporządnych. Zawinił „człowiek , czy system?" – sekundował dla efektu jej partner - pan Bielecki, lecz myśl ogólna była jasna dla każdego barana - za złym piarem Orkiestry i mnożeniem pytań o kasę kryje się zawistny Polak, pragnący splugawić osobisty sukces Owsiaka. Partnerzy fatygowali się do „Lisa na żywo" po to, by zawstydzić miejscowe barany maksymą, że „W Polsce nie może się udać" żaden sukces obywatelski.

Po plotkowych stronkach tuła się ostatnio niejaka Bożenka (warto tam zaglądać, by wiedzieć, o czym za parę dni będzie informował Kraśko, gdy mu zabraknie chorych dzieci). Dzięki temu Bożenka stanowi oś mojej aktualnej wiedzy o świecie oper mydlanych. Gdyby zaś to nie twórczyni oper w duecie z partnerem, a Bożenka jako jedna z fikcyjnych postaci aplikowała sromotne, fałszywe bzdury o Polakach, można byłoby pokiwać głową ze zrozumieniem.

Bo Orkiestra jest przede wszystkim sukcesem Polaków. To nie kosmici nie szczędzą siebie, własnych dzieci, młodzieży, fertycznych staruszek ani tych kilkudziesięciu złotych melonów rocznie. Sam Owsiak uważa swój projekt za unikalny w skali świata. Nawet za malunki Trynkiewicza i jego kumpli zbywane przez Orkiestrę bulą Polacy.

Znam architekta, którego portfel zamówień znacznie ścieniał, gdy egzystując pośród miejscowych, życzliwych Niemców, zrealizował swoje marzenia. Szybko sprzedał tego jaguara. W typowym, niemieckim piekiełku podobno bywa też, że z identycznych, a nie innych powodów, lepiej zbytnio nie elegantować się do pracy. Wydaje mi się nadto, że policzkowanie dzieci jest bardziej niemieckie, niż polskie. Polskie to właściwie w ogóle nie jest. Dzikie wrzaski jako odgłosy życia rodzinnego to także bardziej cecha południowa, nie polska. Media nie pastwią się jednak nad krajanami ani za niemieckie piekiełko - nawet za trzaskanie dziewczynek po buzi - ani za włoską krewkość. Głównie chyba z powodu lęku przed stereotypami, "gębą i pupą". Gdyby zaś Bożenka czytała Gombrowicza i czuła odrazę do przyprawiania „gęby i pupy", to nie byłaby Bożenką.

Nie twierdziłaby także, że Orkiestra jest jedynym, autorskim sukcesem obywatelskim w Polsce. Bo istnieje chociażby inicjatywa obrony sześciolatków. Jest medium, które gigantyczną pracą i za ciężkie, składkowe pieniądze lada dzień wejdzie na multipleks. Są ogólnopolskie kluby pewnej gazety, dziesiątki historycznych grup rekonstrukcyjnych, zespołów muzycznych i klubów sportowych, społecznych szkół i przedszkoli. Sukcesy całkiem spore. Bożenka nie wie? Chyba, że niektóre barany nie liczą się na wyżynach Bożenki. Może przez zawiść.

Oczywiście, w sromotnych stereotypach trudno prześcignąć profesorkę Środę. Nic to dla niej rzucić na szybko, że Maria Skłodowska-Curie dała dwa Noble Francuzom z powodu dyskryminacyjnej, polskiej mentalności. Kłamstwo jest normą propagandy. Nie ma w propagitce znaczenia, że Skłodowska do lat 24 mieszkała w Warszawie, w zaborze rosyjskim. A to Rosjanie zakazywali studiowania kobietom. Maria, wyjeżdżając do Paryża na Sorbonę, była jednak już dobrze wykształcona i ukierunkowana dzięki opiece naukowej wybitnych, polskich profesorów chemii. Na tajnym Uniwersytecie Latającym nauczyli ją oni analizy chemicznej, wykorzystanej przez nią w późniejszej pracy. Na cześć Polski, a nie Francji Skłodowska nazwała „polonem" jeden z nagrodzonych Noblem, odkrytych przez siebie, pierwiastków. To Polakom ofiarowała milionowej wartości gram radu. Polscy uczeni uczcili ją czterema doktoratami honorowymi. Istnieje poza tym opinia, że Skłodowską wygonił z kraju głównie romansowy skandal, którego była bohaterką. Bredzenie o polskiej nietolerancji wobec uczonych kobiet w świetle faktów jest co najmniej nieuczciwe. Odrobina wiedzy i inteligencji jest przydatna w takich razach, lecz u baranów nikt jej się nie spodziewa i nawet sobie nie życzy.

„A pani Halinka ciągle mówi: - Dzieci, teraz nauczę was nowej piosenki" - zwierzył mi się swego czasu pewien przedszkolaczek. „I znowu taką samą śpiewa!" – podsumował triumfalnie i ironicznie, choć był tylko pięciolatkiem. Nie ma nic bardziej niepewnego, niż stawiać na głupotę i milczenie owiec nawet u pięciolatka. W końcu zawsze ktoś się zaśmieje.

Jako jednostce inteligentnej, własną, tak popularną w sieci zasadę: „Nie możemy mówić poważnie, bo poważnie znaczy nudno, a nudno – to te barany wezmą pilota i przełączą" – nie jest mu pewnie łatwo wcielić w życie, ale najczęściej mu się udaje. Nic dziwnego. Z powyższego cytatu wynika przede wszystkim, że Lis jest mądrzejszy także od barana. Gdy jednak ktoś ciągle musi lecieć na żywca, to może się to skończyć wypaleniem. I tu wiara w głupotę odbiorcy wydaje się zbawienna.

Pozostało 92% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości