Ileż razy słyszeliśmy, jak zgubny jest polski romantyzm, impulsywność, działanie bez zważania na konsekwencje? Ileż razy słyszeliśmy, że w nasza polityka zagraniczna powinna być przede wszystkim pragmatyczna i nie powinna kierować się emocjami czy rusofobią? Dlatego sporym zaskoczeniem musi być dla wiernych odbiorców mediów najnowsza opinia Jacka Żakowskiego, jaką wygłosił dziś w swoim radiu.

Mówiąc o Ukrainie, Żakowski nie tylko wywrócił do góry nogami stereotyp Polaka-narwańca-romantyka, ale sam, zmieniając się na chwilę w polskiego romantyka, wezwał do wypruwania sobie żył za Ukrainie (nie, żeby nie miał w tym racji).

Poruszyła mnie wypowiedź premiera Tuska, że nie będziemy sobie wypruwać żył dla Ukrainy. Mam wrażenie, że są takie momenty w historii, kiedy trzeba sobie wypruwać żyły. Bo dzieje się coś bardzo ważnego, o gigantycznych konsekwencjach nie tylko dla przyszłości Polski i Ukrainy. Ale polska małostkowość, gotowość do czekania znowu bierze górę.

- mówił w TOK FM.  Od kiedy "gotowość do czekania" jest tradycyjnie polską cechą? Najwyraźniej od teraz, a Żakowski idzie dalej. Komentując publikacje "Dziennika Gazety Prawnej" o tym, jak mało Polska wydaje na pomoc dla innych krajów, jeszcze raz powtórzył serię rzeczowników, które trafią zapewne do pojemnej definicji polskości

Polska tradycyjnie należy do krajów, które są najmniejszymi donatorami. Dobrze robi "DGP", że przypomina o tej polskiej małostkowości, skąpstwie, pazerności.