Reklama

Przedszkolny order nie dla rządu - analiza Bartosza Marczuka

Gabinet Tuska chwali się wzrostem liczby miejsc w przedszkolach, choć wręcz utrudnia gminom ich tworzenie.

Publikacja: 11.06.2014 20:24

Bartosz Marczuk

Bartosz Marczuk

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Co rusz słyszymy o wzroście liczby dzieci uczęszczających do przedszkoli. Ministerstwo Edukacji Narodowej i premier Donald Tusk bombardują nas informacjami, że od 2007 r. do dzisiaj liczba dzieci w wieku od trzech do pięciu lat objętych wychowaniem przedszkolnym wzrosła z 44,6 do 74,1 proc.

Zapłacili rodzice ?i samorządowcy

Jak podał nam resort edukacji, w roku szkolnym 2006/2007 uczęszczało do przedszkoli 866 tys. dzieci w wieku od trzech do sześciu lat. W tym roku jest ich już 1,3 mln. Dziwne jednak, że rząd ma tyle śmiałości, by się tymi danymi chwalić. Bo w rozwoju edukacji przedszkolnej raczej przeszkadza, niż pomaga.

Zacznijmy od tego, że rząd do przedszkoli do września ubiegłego roku nie dokładał z budżetu ani złotówki. Było to wyłącznie zadanie własne gmin, które finansują je z własnych środków. Władze centralne umywały ręce, nie dbając o to, jak samorządowcy radzą sobie z prowadzeniem tych placówek.

Dopiero od niespełna dziesięciu miesięcy kasa państwa dopłaca samorządom do tych zadań, ale jest to efekt tego, że przedszkola publiczne, podległe gminom, nie mogą pobierać od rodziców więcej niż 1 zł za pobyt dziecka ponad pięć godzin dziennie. Rekompensuje im się zatem głównie to, że wcześniej pobierały od rodziców ok. 2,5 zł.

Idźmy dalej. Z danych resortu edukacji wynika, że wzrost liczby miejsc w przedszkolach w znaczniej mierze jest zasługą rodziców. Z 434 tys. miejsc, które powstały od 2007 r., 160 tys. przybyło w placówkach niepublicznych. To niemal 40 proc.

Reklama
Reklama

Ciężar ich stworzenia i utrzymania ponieśli wyłącznie rodzice (czesne) i samorządowcy (gminy mają obowiązek dofinansowania miejsc w placówkach niepublicznych). Co ma do tego rząd? Niemal nic.

Wymagania ?nie z tej ziemi

A teraz najważniejsze. Gabinet Donalda Tuska utrudnia rozwój opieki przedszkolnej. Konserwując w nich Kartę nauczyciela, zmusza gminy do ponadprzeciętnych wydatków na utrzymanie placówek, nie finansując w zamian nadawanych centralnie pedagogom przywilejów.

To absurd, bo działanie przedszkoli jest zadaniem gminy, a mimo to rząd wskazuje, że przedszkolanka nie może pracować dłużej niż pięć godzin dziennie, mają też one zarabiać, w większości, 4–5 tys. zł miesięcznie. Dziwi, że samorządy nie podały takiego sposobu urządzania ich świata do Trybunału Konstytucyjnego. Przecież to paradoks, że rząd wyznacza abstrakcyjne często standardy, nie dając na to pieniędzy. To m.in. dlatego gminy jak ognia unikają tworzenia nowych przedszkoli, woląc zapłacić podmiotom prywatnym 75 proc. swojej stawki za utrzymanie dziecka. Skąd zatem duma rządu? Znów trudno ją zrozumieć.

Po 25 latach od odzyskania niepodległości – biorąc pod uwagę z jednej strony to, że państwo zabiera nam 42 proc. tego, co zarobimy, a z drugiej pamiętając o zapaści demograficznej, jakiej jesteśmy świadkami – standardem stać się powinno, że każdemu rodzicowi przysługuje miejsce dla jego dziecka w niedrogim, elastycznie pracującym przedszkolu. Nie może być tak, że Polacy są zmuszeni do kombinowania, by otrzymać to, co powinno im się należeć.

Brak opieki instytucjonalnej jest jedną z głównych barier przy podejmowaniu decyzji o posiadaniu potomstwa. Wskazują na to liczne badania.

Zero złotych ?na świetny pomysł

Dlatego rząd, zamiast chwalić się nie swoimi zasługami, powinien poważnie podejść do rozwoju opieki nad najmłodszymi. Potrzebne są tu odważne decyzje, a nie propaganda. Niestety, o choćby drobnych zmianach w Karcie nauczyciela jest cicho.

Reklama
Reklama

Co więcej, Ministerstwo Edukacji podąża przetartymi szlakami narzucania gminom obowiązków bez finansowej odpowiedzialności. Ostatni przykład? Resort pochwalił się w ubiegłym tygodniu, że pięciolatki zaczną uczyć się w przedszkolu języka angielskiego. Pomysł świetny. Ale kto go ma sfinansować? Samorządy. W uzasadnieniu rozporządzenia czytamy, że budżet centralny zapłaci za to... 0 zł.

Będzie zatem jak zwykle. Gmina i rodzic zapłacą, a rząd wypnie pierś do orderu.

Co rusz słyszymy o wzroście liczby dzieci uczęszczających do przedszkoli. Ministerstwo Edukacji Narodowej i premier Donald Tusk bombardują nas informacjami, że od 2007 r. do dzisiaj liczba dzieci w wieku od trzech do pięciu lat objętych wychowaniem przedszkolnym wzrosła z 44,6 do 74,1 proc.

Zapłacili rodzice ?i samorządowcy

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Reklama
Publicystyka
Konrad Szymański: Jaka Unia po szkodzie?
Publicystyka
Marek Kutarba: Czy Polska naprawdę powinna bać się bardziej sojuszniczych Niemiec niż wrogiej jej Rosji?
Publicystyka
Adam Bielan i Michał Kamiński podłożyli ogień pod koalicję. Donald Tusk ma problem
Publicystyka
Marek Migalski: Dekonstrukcja rządu
Materiał Promocyjny
Sprzedaż motocykli mocno się rozpędza
Publicystyka
Estera Flieger: Donald Tusk uwierzył, że może już tylko przegrać
Reklama
Reklama