ZUS czy OFE? Bez znaczenia - analiza Bartosza Marczuka

Polacy, nie wybierając OFE, dają wyraz brakowi wiary w system emerytalny. Zachowują się racjonalnie. Wiedzą, że niewiele od nich zależy, a obiecywane świadczenia to mrzonka.

Publikacja: 03.07.2014 20:38

Bartosz Marczuk

Bartosz Marczuk

Foto: Fotorzepa

Luty 2012 r. Trwa gorąca debata nad wiekiem emerytalnym. I oto wicepremier Pawlak mówi w telewizji: „Nie za bardzo wierzę w państwowe emerytury, staram się zabezpieczyć (...) przez oszczędności i dobre relacje z dziećmi, bo liczę, że to będzie pewniejsze niż te liczne chimeryczne państwowe rozwiązania".

Do podobnego wniosku doszedł w zaprezentowanej przez „Wprost" rozmowie wiceminister środowiska Stanisław Gawłowski. „Wszyscy będziemy otrzymywać emeryturę 700 zł, 900, 1200, czyli taką, żeby przeżyć. (...) Ja nie wierzę, że to dojedzie" – mówi o ZUS biznesmen Piotr Wawrzynowicz. Co na to przedstawiciel polskiego rządu? „Ja też" – zgadza się Gawłowski.

Zostać w OFE, czy nie? Ostatni miesiąc na decyzję

W tym kontekście fakt, że zaledwie 385 tys. z 16,7 mln członków OFE zdecydowało się po trzech miesiącach na pozostanie w II filarze, jest uzasadniony. Podobnie jak politycy Polacy nie wierzą w publiczny system. I mają rację. Nie da się sfinansować świadczeń emerytalnych w sytuacji, gdy statystyczna Polka rodzi 1,3 dziecka, z kraju wyjechało ok. 2 mln naszych rodaków, a w ZUS wciąż istnieją superprzywileje górników.

Jeśli już teraz co trzeci złoty wypłacany przez ubezpieczyciela pochodzi nie ze składek, ale z dotacji budżetu, to co będzie za 20 lat?

Skutecznie na nasz brak zaufania do publicznego systemu zapracowali też rządzący. Najpierw wmawiali nam, że mamy najlepszy i najnowocześniejszy system emerytalny na świecie. Po kilku latach doszli do wniosku, że jest to rak żerujący na naszych finansach publicznych. Cegiełkę do naszego braku zaufania dołożyli też zarządzający funduszami emerytalnymi. Ich pazerność – zarabiali krocie, nawet gdy oszczędzający tracili – powoduje, że trudno być miłośnikiem OFE.

Co więcej, ostatnie zmiany wprowadzone przy okazji demontażu systemu kapitałowego powodują, że wybór między ZUS a OFE ma drugorzędne znaczenie. Pieniądze dziesięć lat przed emeryturą i tak trafią do I filaru i to ZUS ostatecznie będzie wypłacał nam świadczenia. A przecież w całej zabawie z II filarem chodziło o to, by zdywersyfikować źródła świadczenia oraz by od naszych pieniędzy jak najdalej trzymali się politycy. Teraz tak już nie będzie bez względu na to, jaką decyzję podejmiemy.

Nie ma zatem nic dziwnego w tym, że Polacy nie biegną do ZUS, by złożyć deklarację o chęci pozostania w OFE. Zachowują się racjonalnie. Gdyby ustawodawca przewidział, że muszą deklarować chęć pozostania w ZUS, byłoby podobnie. Po prostu niespecjalnie wierzymy, że nasza decyzja cokolwiek zmieni.

To bardzo szkodliwe, bo system emerytalny opiera się na zaufaniu. Jeśli nie wierzymy, że w przyszłości otrzymamy świadczenie, jak ognia unikamy opłacania składek.

To nakręca spiralę bankructw. Jak zatem odbudować zaufanie do publicznego systemu? Wydaje się, że można to zrobić, wprowadzając tzw. system minimum. Powiedzieć uczciwie ludziom, że otrzymają na starość ok. 1000 zł, i równocześnie obniżyć składki do ZUS. Tak byłoby najuczciwiej, ale i racjonalnie.

Wyższe pensje netto i mniejsza kontrola polityków nad naszymi pieniędzmi to gwarancja większej racjonalności ich wydawania, a także szansa na większą liczbę rodzących się dzieci. No i mniejsza pokusa, by z naszych podatków kupować w restauracji wino za 800 zł.

Luty 2012 r. Trwa gorąca debata nad wiekiem emerytalnym. I oto wicepremier Pawlak mówi w telewizji: „Nie za bardzo wierzę w państwowe emerytury, staram się zabezpieczyć (...) przez oszczędności i dobre relacje z dziećmi, bo liczę, że to będzie pewniejsze niż te liczne chimeryczne państwowe rozwiązania".

Do podobnego wniosku doszedł w zaprezentowanej przez „Wprost" rozmowie wiceminister środowiska Stanisław Gawłowski. „Wszyscy będziemy otrzymywać emeryturę 700 zł, 900, 1200, czyli taką, żeby przeżyć. (...) Ja nie wierzę, że to dojedzie" – mówi o ZUS biznesmen Piotr Wawrzynowicz. Co na to przedstawiciel polskiego rządu? „Ja też" – zgadza się Gawłowski.

Pozostało jeszcze 81% artykułu
Publicystyka
Koniec kampanii wyborczej na kółkach? Dlaczego autobusy stoją w tym roku w garażach
analizy
Jędrzej Bielecki: Radosław Sikorski nie ma już złudzeń w sprawie Donalda Trumpa
Publicystyka
Marek Migalski: Rafał Trzaskowski, czyli zmienny jak prezydent
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Niewidzialna wojna Watykanu o wiernych na Wschodzie
Publicystyka
Jan Romanowski: Z Jana Pawła II uczyniliśmy kremówkę, nie zróbmy z Franciszka rewolucjonisty z młotem