Konrad Piasecki: Bolączki belwederskie

Wybory prezydenckie rysują się dziś jak starcie, w którym jeden kandydat będzie walczył o zwycięstwo, a wszyscy pozostali o honor, odbudowanie własnej politycznej pozycji albo promowanie partyjnego szyldu - pisze Konrad Piasecki

Publikacja: 22.10.2014 02:00

Powszechnie oczekiwana reelekcja Bronisława Komorowskiego podcina rywalom skrzydła i sprawia, że dziś, na dziewięć miesięcy przed wyborami, nie ma nikogo, kto wyrastałby na realnego konkurenta urzędującego prezydenta.

Siła sondaży sprawia, że lokator Belwederu, który chcąc uniknąć długiej kampanii, ma wyczekiwać z ogłoszeniem startu niemal do ostatniej chwili, nie musi się martwić o wsparcie Platformy. Co prawda w ostatnich latach kilkakrotnie pojawiały się doniesienia, że dawna partia prezydenta i jej wyjeżdżający do Brukseli lider nie palą się do szukania w partyjnej kasie pieniędzy, by sfinansować jego kampanię, ale dziś wydają się one przeszłością. Niemal pewna wygrana kandydata, wahające się sondaże PO i zmiana rządu sprawiają, że wykorzystanie triumfu Bronisława Komorowskiego do poprawienia notowań Platformy są dla tej partii najlepszą z możliwych taktyk.

Ze wskazania prezesa

Dużo trudniejsze dylematy i znacznie twardsze orzechy do zgryzienia ma przed wyborami PiS i cały obóz prawicy. Jarosław Kaczyński przez ostatnie lata składał sprzeczne deklaracje dotyczące swego startu, ale ostatecznie – i jak się wydaje, nic się w tej sprawie już nie zmieni – uznał, że nierokująca zwycięstwa walka o Pałac Prezydencki przyniesie mu więcej strat niż zysków, i nie zdecydował się na rzucenie rękawicy. A to postawiło przed PiS zadanie znalezienia godnego zastępcy. Przed PiS, dlatego że umowa o współpracy z ugrupowaniami Zbigniewa Ziobry i Jarosława Gowina to właśnie Prawu i Sprawiedliwości daje przywilej wskazania kandydata całego obozu.

Tyle że – jak podpowiada strategia partyjna – musi to być ktoś, kto będzie w stanie udowodnić, iż każdy desygnowany do prezydenckiego fotela przez największe ugrupowanie opozycji jest w stanie podjąć równorzędną walkę z Komorowskim. Ale też wykazać się taką lojalnością wobec partii i jej prezesa, która sprawi, że nawet podjąwszy tę równorzędną walkę i otrzymawszy dobry wynik, będzie znał swe miejsce w szeregu i nie wpadnie na pomysł secesji czy walki o przywództwo w PiS.

Za partyjnymi kulisami rozgrywała się do niedawna walka o to, czy kandydata wyłonić przy pomocy jednoosobowego namaszczenia prezesa czy prawyborów. Politycy PiS pozwalali sobie w tej sprawie – to rzadkość – na jawne okazywanie różnic zdań, a prym w tym korespondencyjnym sporze wiedli: zwolennik prawyborów Adam Hofman i ich przeciwnik Joachim Brudziński. Ostatecznie jak zawsze zwyciężyło zdanie prezesa, który lękając się partyjnych tarć i ostrych walk frakcyjnych, zdecydował, że prawyborów nie będzie i zdaje się coraz bardziej skłaniać do wskazania jako kandydata relatywnie młodego i niedoświadczonego polityka, jakim jest europoseł Andrzej Duda.

W to, że Duda wygra wybory, w PiS nie wierzy chyba nikt. W to, że wejdzie do drugiej tury, też mało kto, ale mający niezły wizerunek publiczny (choć wciąż mało rozpoznawalny) 42-latek powinien bezpiecznie zgarnąć głosy twardego elektoratu PiS i nie wywołać negatywnych emocji.

Jako kandydatów rezerwowych najczęściej wymienia się Janusza Wojciechowskiego albo kilka postaci z grona profesorskiego: dyżurnego premiera technicznego Piotra Glińskiego, europosła Zdzisława Krasnodębskiego, swoją grupę zwolenników w środowiskach okołopisowskich ma też historyk z UJ Andrzej Nowak.

Między Palikotem i Kaliszem

Więcej rozpoznawalnych polityków, którzy deklarują rosnącą chęć kandydowania, widać dziś na lewicy – słabej i podzielonej, ale mającej w związku z tym najmniej do stracenia.

Pierwszy z nich już właściwie ogłosił swój start. Dla Janusza Palikota wybory prezydenckie będą zapewne ostatnią okazją do uchwycenia przyczółka dającego nadzieję na dalszą polityczną egzystencję. Jego osobista rozpoznawalność, topniejąca, ale wciąż istniejąca grupa wyborców deklarujących zaufanie do lidera Twojego Ruchu i determinacja, by nie „wypaść z gry", mają mu utorować do takiego wyniku drogę, która resztkom TR da minimalny zastrzyk optymizmu albo zbuduje pozycję przetargową do tworzenia przedwyborczych sojuszy. Gdyby Palikot nie zdecydował się na start, jako kandydatkę alternatywną wymienia się Barbarę Nowacką, ale obawa przed słabym wynikiem działaczki wciąż stawiającej pierwsze kroki w „dorosłej" polityce raczej nie zachęca do wyboru tej drogi.

Drugim z polityków lewej strony, który nigdy nie ukrywał, że miałby ochotę na start, jest Ryszard Kalisz. Jego Dom Wszystkich Polska podpisał niedawno z SLD „Porozumienie o współpracy w wyborach samorządowych prezydenckich i parlamentarnych", co sam Kalisz zdaje się traktować jako preludium do prezydenckiego namaszczenia. Te kalkulacje mogą się okazać iluzoryczne – w SLD wciąż panuje nastrój niechęci do polityka, wyrzuconego nie tak dawno z Sojuszu i uważanego tam za skrajnie nielojalnego.

Millerowska lewica ma jednak kłopot ze wskazaniem kogoś innego – przymiarki do kandydatury prezydenta Krakowa Jacka Majchrowskiego zdają się być melodią przeszłości, na start nie zdecyduje się też zapewne Leszek Miller, od lat deklarujący, że interesuje go tylko walka o prawdziwą władzę, a ta jest w rządzie. W tej sytuacji w Sojuszu coraz poważniej zaczyna się rozważać pomysł prawyborów, w których wystartowałoby pięciu–sześciu kandydatów. Wśród nich mógłby znaleźć się formalnie niepartyjny Kalisz, ale też Wojciech Olejniczak, Krystyna Łybacka czy Joanna Senyszyn. SLD lada chwila podejmie decyzję o tym, czy organizować prawybory, ale dziś wydaje się to bardzo prawdopodobnym wariantem.

Ludowcy na mękach

Dla PSL walka o prezydenturę zawsze była męczarnią. Znajdowany z trudem kandydat (przeważnie któryś z jej kolejnych prezesów), nieefektowna kampania, fatalny, budzący w partii popłoch wynik. Tym razem ludowcy zastanawiają się, czy nie wywiesić białej flagi jeszcze przed rozpoczęciem bitwy. W partii całkiem serio rozważa się wariant niewystawiania kandydata i poparcia, jeszcze przed pierwszą turą, Bronisława Komorowskiego. W ten sposób oszczędzono by pieniądze (a z nimi u ludowców krucho), zyskano wdzięczność koalicjanta, a i – być może – jakieś polityczne koncesje. PSL bije się więc z myślami, choć politykami targa też niepokój, czy nie zostanie to odebrane jako dowód na to, że stronnictwo jest pasywne, nazbyt ostrożne albo tak słabe, że zaczyna powoli znikać ze sceny politycznej.

Do grona kandydatów partyjnych dołączy zapewne weteran starć prezydenckich (jego czterokrotny start jest polskim rekordem) Janusz Korwin-Mikke, który, opromieniony wprowadzeniem kilku polityków Kongresu Nowej Prawicy do europarlamentu, tym razem wydaje się mieć szanse na wynik znacznie lepszy od tych, które dostawał dotąd. Kolorytu kampanii dodadzą też kandydaci mocno egzotyczni, którzy podejmować będą próby zebrania podpisów niezbędnych do zarejestrowania swej kandydatury. Któremuś z nich prawdopodobnie – jak zawsze – się uda, ale skazani na wynik w granicach błędu statystycznego zostaną zauważeni wyłącznie przez najbardziej skrupulatnych politologów i komisję wyborczą.

Autor jest dziennikarzem ?rozgłośni RMF FM oraz TVN24

Powszechnie oczekiwana reelekcja Bronisława Komorowskiego podcina rywalom skrzydła i sprawia, że dziś, na dziewięć miesięcy przed wyborami, nie ma nikogo, kto wyrastałby na realnego konkurenta urzędującego prezydenta.

Siła sondaży sprawia, że lokator Belwederu, który chcąc uniknąć długiej kampanii, ma wyczekiwać z ogłoszeniem startu niemal do ostatniej chwili, nie musi się martwić o wsparcie Platformy. Co prawda w ostatnich latach kilkakrotnie pojawiały się doniesienia, że dawna partia prezydenta i jej wyjeżdżający do Brukseli lider nie palą się do szukania w partyjnej kasie pieniędzy, by sfinansować jego kampanię, ale dziś wydają się one przeszłością. Niemal pewna wygrana kandydata, wahające się sondaże PO i zmiana rządu sprawiają, że wykorzystanie triumfu Bronisława Komorowskiego do poprawienia notowań Platformy są dla tej partii najlepszą z możliwych taktyk.

Pozostało 88% artykułu
Publicystyka
Szmydt, Macierewicz, Lepper, Dworczyk. Pilnie potrzebna komisja ds. wpływów rosyjskich
Publicystyka
Jerzy Haszczyński: Polska była proizraelska, teraz głosuje w ONZ za Palestyną
Publicystyka
Artur Bartkiewicz: Czy sprawa sędziego Tomasza Szmydta najbardziej zaszkodzi Trzeciej Drodze i Lewicy?
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Jarosław Kaczyński podpina się pod rolników. Na dłuższą metę wszyscy na tym stracą
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Czy rekonstrukcja rządu da nowe polityczne paliwo Donaldowi Tuskowi