...Właśnie wróciłem z trzygodzinnego smutnego spaceru z Kasią – od stacji metra przy Arsenale, przez Długą, Miodową i Krakowskie do Placu Piłsudskiego, i pragnę zanotować tylko dwie refleksje.
Po pierwsze, rozmiar i ranga tragedii oraz jej zupełnie niesłychane konsekwencje docierają do mej świadomości powoli. Dwanaście godzin temu wieść o katastrofie wzbudziła we mnie wrażenie/uczucie znacznie słabsze, mniejsze, bardziej rozmyte. Zadzwoniłem do Zurichu, gdzie moja córka właśnie urodziła córkę; zadzwoniłem do paru bliskich druhów. A potem zjedliśmy sobotnie śniadanie. Co zrozumiem jutro?
Po drugie, patriotycznym światełkiem w mroku jest to, co widziałem. A widziałem nieprawdopodobne tłumy ludzi w każdym wieku, mężczyzn i kobiety, dziewczyny i chłopaków, zwykłych przechodniów, także żołnierzy i policjantów na służbie – wszystkich strasznie przejętych i poruszonych. Widziałem niesłychaną spontaniczność i autentyzm. Może część przyszła z ciekawości, ale widziałem niesamowicie dużo młodzieży aż nienaturalnie poważnej. Zwracał uwagę niemal zupełny brak kolorowych strojów. Na całej trasie widziałem też setki dorosłych dzieci – nastolatków w harcerskich mundurach – którzy wzięli się nagle i nie wiadomo skąd, stając do apelu... Może jutro uda mi się napisać coś więcej. Przepraszam...
[Poniedziałek 12 kwietnia 2010]
...Człowiekowi łatwiej pogodzić się z nieszczęściem wtedy, gdy pozna jego powody i zrozumie jego mechanizm. Gdy człowiek nie wie nic i niczego nie może być pewien – cierpi bardziej. Taką mamy naturę.