Słowo „imperium" brzmi nieprzyjemnie, bo z historii znamy dokonania wielu z nich. Zdarza się również, że to określenie opisuje kondycję konkretnego państwa, która jest wynikiem gigantycznego zachwiania równowagi międzynarodowej. I rzeczywiście imperia tworzone z rozmysłem, w rodzaju Francji napoleońskiej lub III Rzeszy, nie istniały długo: większość tych, które trwają, nie miała takich ambicji, a one rozpoznawały po prostu w pewnym momencie swój status. Niektórym zajmowało to sporo czasu, a zwłoka w tej kwestii może mieć daleko idące konsekwencje.
Imperium antyimperialne
Stany Zjednoczone stały się na dobre imperium w roku 1945. Wprawdzie pół wieku wcześniej, podczas wojny hiszpańsko-amerykańskiej, zdecydowały się przejąć kontrolę nad Filipinami i Kubą, a elity zaczęły wówczas myśleć o sobie jako o twórcach imperium, USA były jednak wtedy daleko do tego celu. Złudzenie, jakie dało panowanie w Hawanie czy Manili, rozwiało się podczas I wojny światowej i w okresie Wielkiego Kryzysu.
Prawdziwe imperium, które pojawiło się dwie dekady później, powstało w następstwie II wojny światowej. Jej przebieg doprowadził do zapaści Europy i skończył się jej częściową okupacją przez Sowietów oraz Amerykanów. Ta sama dynamika wydarzeń doprowadziła na drugim końcu świata do zajęcia Japonii, rządzonej w imieniu USA przez gen. Douglasa MacArthura w roli wicekróla.
Stany z dnia na dzień musiały przyjąć rolę, od której usiłowały się uchylać. Warto pamiętać, że USA były pierwszym „antyimperialnym" projektem epoki nowożytnej, państwem, które powstało niejako w sprzeciwie wobec idei imperium. Co jeszcze bardziej istotne, światowa hegemonia okazała się zagrożeniem dla amerykańskich zasobów, nie zaś źródłem zysków. Po II wojnie światowej, która zniszczyła zarówno Japonię, jak i Europę Zachodnią, USA nie czerpały żadnych niemal korzyści z bliskich relacji z tymi państwami. Wprost przeciwnie: Stany Zjednoczone, które wyszły z wojny praktycznie bez uszczerbku, udzieliły dużego wsparcia kilku państwom europejskim i azjatyckim.
Tyle że – w odróżnieniu od sytuacji z lat 20. XX wieku – Amerykanie nie mogli sobie pozwolić na powrót do domu. I wojna światowa zrujnowała niemal wszystkich swoich uczestników. Nikt nie miał dość energii, by pokusić się o odzyskanie hegemonii, i Waszyngton mógł pozostawić Europę jej własnemu losowi. II wojna zakończyła się zupełnie inaczej: mimo wszystkich strat, jakie poniósł, Związek Sowiecki zachował swoją potęgę. Pozostawał hegemonem na Wschodzie i w przypadku nieobecności USA był w stanie z łatwością podporządkować sobie cały kontynent. Dla Waszyngtonu było to poważne wyzwanie: zjednoczona Europa, niezależnie od tego, czy stałaby się taką w trybie dobrowolnej federalizacji, czy zdominowania przez jedno państwo, byłaby dla Ameryki niebezpiecznym konkurentem, a może wręcz zagrożeniem dla jej pozycji.