W związku z wizytą marszałka Borusewicza w Wilnie powrócił temat stosunków polsko-litewsko-rosyjskich na Litwie. Główny wątek tej dyskusji to domniemana prorosyjskość tamtejszych Polaków. Dyskutanci zwykle oczekują, że „litewscy" Polacy ustawią się w zgodnym antyrosyjskim froncie razem z rządami w Warszawie i Wilnie, rezygnując z interesów polskich, które nad Wilią reprezentują.
Wszystkie kolejne polskie rządy po 1989 roku stały na stanowisku, że wspólny interes Warszawy i Wilna wobec Rosji wymaga traktowania interesów polskich na Litwie jako drugorzędnych wobec zagrożenia rosyjskiego. Rządy w Warszawie, zamiast wykorzystać tę sytuację do wywarcia presji na Wilno, by wywiązało się ze swych zobowiązań wobec „litewskich" Polaków, uznawały, że można te interesy poświęcić (...). Nie bez racji uważają one, że interesy Polaków zamieszkałych między Bugiem a Odrą są ważniejsze niż interesy Polaków nad Wilią. Nie ma jednak powodu, by podobnie, ale a rebours, nie rozumowali Polacy w Wilnie i Solecznikach – oni reprezentują interesy polskie na Litwie i za nie są odpowiedzialni. Powiedzmy zresztą jasno – ich interesy to podstawowe prawa Europejczyków: prawo do nieprzekręcania przez fałszywą lituanizację ich nazwisk, nieprzekręcania nazw ich rodzinnych miejscowości, prawo do polskiego szkolnictwa, a także prawo do udziału w sprawiedliwej reprywatyzacji, z której jako Polacy zostali wyłączeni. (...)
Rząd litewski, który walczy z polskością na Litwie, sam buduje mniejszość, która jest dyskryminowana na Litwie i nie znajdując oparcia w Warszawie, ogląda się na Moskwę. Tym bardziej że „litewscy" Polacy nie odzyskali niepodległości, a z kolejnych okupacji, jakie przeżywają od 1939 roku, to okupacja litewska jest wobec polskości najbardziej niechętna. Nawet gdyby przyznać rację, że nie da się pogodzić polskiego interesu w Polsce z polskim interesem na Litwie – z czym się nie zgadzam – to trzeba sobie powiedzieć, że III RP nie jest dla Polaków na Litwie matką, ale w najlepszym wypadku macochą. Wilno powinno sobie też uświadomić, że w razie narastania zagrożenia rosyjskiego mobilizacja opinii publicznej w obronie Litwy w Polsce będzie trudniejsza.
W różnych wypowiedziach medialnych przewija się rodzaj pogardy wobec Polaków na Litwie, którzy jakoby nie wytworzyli elit intelektualnych. Przypomina to nieco pogardę wobec tzw. moherów. Otóż po 1945 roku z Wileńszczyzny wyjechali przede wszystkim Polacy wykształceni – tym większe powinniśmy mieć więc uznanie dla Polaków na Litwie, którzy zgodnie i bez rozłamów prowadzą polską politykę w niechętnym litewskim otoczeniu, a szczególne uznanie należy się ich liderowi, długoletniemu parlamentarzyście, szefowi Akcji Wyborczej Polaków na Litwie Waldemarowi Tomaszewskiemu.