A do tego nawet jeśli ktoś nie zgadza się z „medialną kanonizacją" zmarłego, to akurat tuż po śmierci spokojnie może się wstrzymać od komentarzy, zgodnie ze starą zasadą, że o zmarłych mówimy dobrze, albo wcale.
Te oczywiste zdawać by się mogło stwierdzenia nie obowiązują już niestety w wielu miejscach w Polsce. Gdy umiera ktoś z obcego plemienia, to drugie aż posapuje z satysfakcji i wydaje z siebie rytualne potępienia. Nie brak też takich, którzy wyrażają nadzieję, że ze zmarłym policzy się już sam Pan Bóg. I choć wszystko to już przerobiłem, to jakoś trudno mi się z tym pogodzić, gdy po raz kolejny widzę to przy okazji śmierci Władysława Bartoszewskiego. Nie, nie dlatego, bym był zdania, że nie popełnił on błędów, i bym uważał, że jedyną odpowiednią postawą wobec jego słów jest pełna zadumy refleksja. Nie zgadzałem i nie zgadzam się z ogromną częścią wypowiedzi śp. Władysława Bartoszewskiego. Tyle, że w momencie śmierci to nie ma znaczenia.