Słaby wynik Bronisława Komorowskiego oraz dobry Andrzeja Dudy i Pawła Kukiza nie oznacza, że Polacy już pogrzebali obecnego prezydenta. Pierwsza tura wyborcza była czymś na kształt plebiscytu dotyczącego kończącej się kadencji aktualnego mieszkańca Belwederu. Ostateczny wynik będzie zależał od tego, jak jego sztab na tę porażkę zareaguje.
Gdy w niedzielny wieczór na podstawie badania exit poll Ipsosu dowiedzieliśmy się, że zaledwie 62 proc. popierających Bronisława Komorowskiego w 2010 r. pięć lat później oddało na niego głos, jasne się stało, jak wielkie jest rozczarowanie tamtego elektoratu. Wyborcy bardzo surowo ocenili tę prezydenturę.
Sądzę, że ten czynnik był kluczowy w głosowaniu. To nie Duda i Kukiz są tak dobrymi kandydatami, że Polacy masowo uznali ich za lepszych liderów swojego kraju. To słabość minionej kadencji sprawiła, że wyborcy poczuli się tak mocno zawiedzeni. Ani Duda, ani Kukiz nie zaprezentował żadnej wyjątkowej wartości dodanej, która by w sposób dramatyczny odróżniała go od Komorowskiego. Ale obecny prezydent wchodził do tych wyborów w atmosferze rozczarowania, niejako na minusie, natomiast dwaj pozostali ze sporym kapitałem nadziei na zmianę.