Jeszcze w połowie lat 70. Tadeusz Konwicki notował w powieści "Kompleks Polski": „Są narody z fartem, z łutem szczęścia, robiące zawrotną karierę, i są narody pechowcy, nieudacznicy, łazarze". Dla ówczesnych czytelników nie było wątpliwości, po której stronie prozaik umieszcza swoich rodaków. Aż do końca Polski Ludowej, a nawet i przez pewien czas po 1989 roku, diagnozy Konwickiego wydawały się lwiej części Polaków nadzwyczaj trafne. Gdy porównamy losy różnych państw regionu, to jak dotąd Polakom dopisywało wprost nadzwyczajne szczęście. Wręcz niebywałe - na tle naszej, pełnej ostrych zakrętów historii w XX wieku. Przez ostatnie ćwierć wieku wzrosła długość życia kobiet i mężczyzn, podniosło się nasze ogólne zadowolenie z życia prywatnego. Od kilku lat dane statystyczne potwierdzają nasze osiągnięcia, nawet tak zaskakujące na tle światowych trendów, jak zmniejszenie nierówności dochodowych.
Warto zastanowić się nad tym szczególnie teraz, gdy w tle walki o stanowisko głowy państwa, po ogłoszeniu wyników I tury „nagle" odkryto armię wyborców „antysystemowych", a wśród nich wielu ludzi młodych. Profesor Janusz Czapiński nowe zjawisko skwitował słowami: „Rośnie fundamentalistyczny radykalizm w młodym pokoleniu Polaków. Módlmy się, by oni jak najszybciej wyemigrowali, dzięki czemu ochronimy porządek". Trudno dostrzec w tych słowach empatię czy nawet zrozumienie dla problemów następnego pokolenia. Pobrzmiewa tu coś raczej z międzypokoleniowego egoizmu.
Przeliczanie młodości na kasę
Tymczasem dawne, patriotyczne pytanie: „bić się czy nie bić" dziś zastąpiło młodym ludziom pytanie prozaiczne: „wyjechać czy nie wyjechać". W bardziej dramatycznej formie brzmiące jako wyrzut sumienia: „Dlaczego jeszcze nie wyjechałam/-em?". Tu warto przypomnieć, iż starsze pokolenia początkowo potraktowały masowy exodus na Zachód, nie tylko jako rozwiązanie problemu bezrobocia czy niskich płac, ale także jako awans cywilizacyjny swoich pociech. Może także źródło pomocy finansowej. Odezwały się więc stare kody kulturowe wyjazdów na „saksy".
Paradoksalnie, zwieńczeniem dawnych marzeń Polaków, pamiętających PRL, w 2014 roku stał się nagły awans Donalda Tuska na stanowisko przewodniczącego Komisji Europejskiej. I niemal natychmiast wyjazdowi premiera zaczęły towarzyszyć mieszane uczucia. Oto, zamiast rzetelnej dyskusji, jakie szanse otwierają się przed naszym krajem w związku z awansem premiera, czy też w jaki sposób mogłaby wyglądać współpraca między polskim MSZ a Brukselą, otrzymaliśmy spektakl gorączkowego klejenia różnych frakcji w ramach Platformy Obywatelskiej. I poszukiwania kandydata na premiera.
Dla młodego pokolenia wyjazd premiera może mieć znaczenie niemal symbolicznie. Oto dosłownie w całej Polsce – w miastach i na wsi – co chwila z horyzontu znika ktoś znajomy. W pojedynkę czy z rodziną, z wyższym wykształceniem czy bez - kto znalazł w sobie odwagę, by zacząć życie w nowych warunkach, po prostu opuszcza kraj. „Może i ja powinienem? – tym niepokojem podszyte są delikatne pytania do znajomych, będących już poza krajem: jak udała się przeprowadzka? Czy dzieci radzą sobie z obcym językiem w przedszkolu?