Rok temu miałem okazję wspomnieć, że żyjemy w czasach, w których wszystko może się zdarzyć – i ta dość oczywista konstatacja pozostaje w mocy. Kto mógłby wtedy przypuścić, że Europa okaże się niezdolna do obrony własnych granic przed nieuzbrojonymi grupami uchodźców? Kto mógłby sądzić, że liderzy wspólnoty muzułmańskiej we Francji publicznie twierdzić będą, że czas, by państwo francuskie przekazało „zbyteczne" kościoły, które należałoby przekształcić w meczety? Kto pomyślałby, że Stany Zjednoczone podsłuchują rozmowy telefoniczne przywódców Niemiec?
Zrozumieć współczesny świat
Fakty te zostały ujawnione i koniec świata, jak widać, nie nastąpił. Kto jednak pomyślałby, że my, Europejczycy, w dalszym ciągu prowadzić będziemy, jak gdyby nigdy nic, przyjazne rozmowy na temat liberalizacji wymiany handlowej z partnerem, który, jak można przypuszczać, wie o naszej pozycji negocjacyjnej więcej od nas? Komu mogłoby przyjść do głowy, że Amerykanie zdecydują się na rozmieszczenie broni w Europie Środkowej, zaś dla węgierskiego parlamentu zgoda na takie posunięcie okaże się czymś trudnym do przyjęcia? I wreszcie kto – kto prócz nas samych – mógłby przypuścić, że pod koniec 2014 roku Węgry okażą się drugim państwem UE pod względem tempa rozwoju?
Zawsze dochodzi do wydarzeń, które pozwalają nam zrozumieć współczesny nam czas i wyrażają jego istotę. Tego rodzaju fenomenem jest współcześnie zjawisko masowej migracji: wychodząc odeń, jesteśmy w stanie zrozumieć współczesny świat. Więcej: to ono określa ramy naszego świata, to dzięki niemu możemy zrozumieć, gdzie znaleźliśmy się w tej chwili i co nas czeka.
Warto, byśmy powiedzieli to sobie szczerze: nasilenie masowych migracji, które obecnie obserwujemy, jest konsekwencją odległych procesów politycznych. Kraje Afryki Północnej przez lata funkcjonowały jako strefa buforowa osłaniająca Europę, absorbując masy ludzi ciągnących z głębi kontynentu. Prawdziwe zagrożenie wiąże się dziś nie z istnieniem sfer objętych konfliktem na północy Afryki, lecz z afrykańskim interiorem. Wraz z rozpadem państw północnoafrykańskich „linia obrony", jaką stanowiły, została przełamana w spektakularny sposób i Afryka Północna nie jest już w stanie chronić Europy przed zalewem mas ludzkich.
Pragniemy, chcemy
W konsekwencji problem migracji nabiera na naszych oczach wagi na skalę do niedawna niewyobrażalną. Zgadzam się w pełni z byłym prezydentem Francji Nicolasem Sarkozym, który przed kilku dniami stwierdził w telewizji francuskiej, że to, z czym mamy obecnie do czynienia, stanowi jedynie wierzchołek góry lodowej. W Afryce mieszka obecnie miliard sto milionów ludzi, z których połowa nie ukończyła 25. roku życia. Jak twierdzi Sarkozy, już niedługo dla setek milionów z nich zabraknie „miejsca pod słońcem", pożywienia i wody. Ludzie ci ruszą tropem dzisiejszych imigrantów, porzucając swoje dotychczasowe ojczyzny. To zaś oznacza, że pod znakiem zapytania stanie cały dotychczasowy europejski tryb życia, że stawką jest przetrwanie wartości europejskich i narodów europejskich – lub też, jeśli chcielibyśmy ująć to bardziej precyzyjnie, ich przemiana w sposób, który zmieniłby je nie do poznania.