Teraz, w związku z napływem setek tysięcy imigrantów z Afryki i Azji, kłopoty są tak olbrzymie, że niektórzy już wieszczą zmierzch Unii. I o jakim pomyśle usłyszeliśmy w środę od Angeli Merkel? Tak, zgadli państwo: więcej Europy.
Kanclerz Niemiec niemal w co drugim zdaniu używała słowa „razem" (gemeinsam), a występujący przed nią prezydent Francji François Hollande z podobną częstotliwością mówił o solidarności (solidarité).
Niewątpliwie w obliczu katastrofy z przybyszami przywódcy tych dwóch państw zadziałali razem, czyli po raz pierwszy od ćwierćwiecza pojawili się wspólnie przed Parlamentem Europejskim. Z jednej strony to już coś – znak, że Niemcy nie będą nadawały tonu w sprawie tak drażliwej dla innych państw jak przyjmowanie niewyobrażalnych mas przybyszów. Bo ton ten miliony ludzi, od Afganistanu po Senegal, zrozumiały jako zaproszenie do przeniesienia się do bogatej Europy.
Z drugiej strony to jednak bardzo niewiele. Bo unijni trendsetterzy nadal zajmują się debatowaniem na temat solidarności europejskiej i sposobów odnajdowania prawdziwych uchodźców w tłumie imigrantów ekonomicznych. A skutków nie widać.
O tym, że trzeba wzmocnić ochronę granic unijnych i zwalczać przemytników ludzi, mówi się od miesięcy. Przynajmniej od – zapomnianej już – kwietniowej katastrofy statku wiozącego imigrantów z Libii, w której zginęło ponad 800 osób.