Unia po Brexicie musi pokazać na nowo jedność i polityczną agendę. To się nie stanie już na wrześniowym szczycie w Bratysławie, raczej chodzi o proces, który jednak musi się potoczyć w miarę szybko. Są dwa problemy do wyczyszczenia: napięcie między Europą Środkową a Berlinem z powodu polityki migracyjnej oraz spór między Europą Północną i Południową o rygory fiskalne. Ten pierwszy problem budzi większe emocje, bo chodzi o wizję społeczeństw, w jakich chcemy żyć. Ale paradoksalnie jest on dużo łatwiejszy do rozwiązania. Wystarczy, że wszyscy przyjmiemy do wiadomości, iż w tym obszarze Unia może robić razem tylko niektóre rzeczy, jak wsparcie humanitarne, ochrona granic, współpraca z krajami Trzeciego Świata w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie. To jest i tak bardzo dużo dla rozwiązania problemu, który będzie trwał lata. Ale Bruksela i Berlin muszą porzucić wszystkie narzędzia centralnego zarządzania polityką migracyjną czy uchodźczą. To się po prostu nie uda, przyniesie tylko dodatkowe napięcia w chwili, gdy potrzebujemy jedności. Niemcy zdają się to w coraz większym stopniu rozumieć. Solidarność w odpowiedzi na kryzys migracyjny może być oparta o różne wkłady. Natomiast rozwiązanie problemu między południem i północą Europy będzie o wiele trudniejsze. Z powodów politycznych Niemcy nie są w stanie wziąć jakiejkolwiek odpowiedzialności za dług publiczny czy prywatny krajów południa. Południe zaś ma uzasadnione powody, by sądzić, że zasady, na jakich miała funkcjonować strefa euro, nie są respektowane. Poziom życia na południu i północy się rozchodzi, w Niemczech dostępny jest tani pieniądz, podczas gdy na południu inwestycje ledwie dyszą z powodu restrykcji finansowych.
Skoro tak, to Niemcom i Francji łatwiej jest współpracować z Polską niż Włochami, Hiszpanią?
Warszawa już teraz jest elementem rozwiązania wielu kluczowych problemów, jak negocjacje z Wielką Brytanią przed referendum czy z Turcją w sprawie przyjęcia uchodźców. Nie tylko jako Polska, ale jako Europa Środkowa jesteśmy gotowi odgrywać konstruktywną rolę w procesie integracji, zależy nam, aby ten projekt trwał, aby miał się dobrze, aby go uzdrowić. Jeśli nasze warunki brzegowe zostaną spełnione, niemiecko-francusko-polski motor może zadziałać, choć zapewne dopiero po wyborach w Niemczech i we Francji, bo do tego czasu trudno będzie tym krajom podjąć jakieś większe inicjatywy w Unii.
Ale i Polska musi odrobić swoją pracę domową: rozwiązać spór o Trybunał Konstytucyjny w taki sposób, aby nie było wątpliwości co do przestrzegania demokracji w naszym kraju...
Nie zgadzam się z retoryką, że w Polsce nie są respektowane zasady demokracji. Mamy poważny problem z jedną z instytucji konstytucyjnych. Próbujemy go rozwiązać i w Europie powinno to zostać docenione. W ostatnim czasie wiele rzeczy zostało poprawionych. Szkoda, że Komisja Europejska, która na samym początku zachowała się bardzo proaktywnie w tej sprawie, w końcowej fazie okazuje się tak mało konstruktywna. Na pewno byłoby lepiej, gdyby problem Trybunału został już rozwiązany, ale nie możemy tego uczynić pod dyktando czyichś oczekiwań. Byłby to bardzo zły precedens pozwalający Komisji Europejskiej w szczegółach określać zasady funkcjonowania instytucji państwowych. Muszą być pewne granice tych ingerencji.
Aby grać w pierwszej lidze, Polska musi też udowodnić, że nadal będzie respektować rygory finansowe. A tu mamy projekt budżetu państwa na 2017 r. z niemal 60 mld zł deficytu...