Pozwana Marta I. pracuje jako starsza położna w szpitalu. Zarabia miesięcznie średnio 2783 zł netto, ale spłaca pożyczki z zakładu pracy, więc na rękę dostaje mniej. Mieszka z mężem i córką. Mąż pracuje w zakładzie pracy chronionej (przeszedł udar) i zarabia 1 300 zł netto miesięcznie, jego leki kosztują 300-400 złotych miesięcznie.
To niejedyne wydatki. Opłaty z tytułu czynszu, zużycia prądu, gazu to kolejne 850 zł co miesiąc. Kobieta spłaca też zadłużenie w Urzędzie Skarbowym po 500 zł miesięcznie. Ale największym obciążeniem budżetu domowego są raty kredytu konsolidacyjnego - 1500 zł miesięcznie.
Powódka Krystyna J. jest od 19 lat na emeryturze, którą obecnie otrzymuje w wysokości 1086 zł miesięcznie. Ale do biednych nie należy. Ma dwa blisko stumetrowe mieszkania oraz zabudowaną 172-metrowym domem nieruchomość o powierzchni 720 mkw. To tam mieszka. Wydatki na utrzymanie domu wynoszą ok. 900 zł miesięcznie. Oprócz tego kobieta płaci ok. 200 zł miesięcznie za leki.
Dziewięć lat temu Krystyna J. kupiła w salonie samochód marki M. za 250 tys. zł. Po kilku latach został zamieniony na nieco tańszy w utrzymaniu model tej samej marki. Na tej zamianie Krystyna J. zyskała jeszcze 20 tys. zł. Jednak autem nie jeździ, bo nie ma prawa jazdy. Korzystają z niego jej wnuczek i były mąż. Rok później powódka sprzedała jedno z mieszkań. Dostała za nie 150 tys. zł. Miała też sporo złotej biżuterii, której część podarowała narzeczonym wnuków - dzieci swego syna.
Starsza pani nigdy nie wystąpiła z pozwem o alimenty od byłego męża. Na wyraźne pytanie Sądu dlaczego, odpowiedziała: „nie chce mi się mówić".