Adwokat: nowy proces karny nie jest szkodliwy

Zamiast dłubać palcem w cegle, aż pokaże się dziura, trzeba zacząć cegły ustawiać w mur i tam, gdzie jest wątpliwość, znaleźć racjonalną interpretację – pisze współautor reformy Michał Królikowski.

Publikacja: 18.06.2015 08:03

Adwokat: nowy proces karny nie jest szkodliwy

Straszenie reformą procesu karnego, która wejdzie w życie 1 lipca 2015 roku, wielu weszło już w krew. Najpoważniejsze zarzuty dotyczą tego, że: sąd będzie orzekał bez upewnienia się, jaka była prawda o zdarzeniu (zapominając choćby, że będzie mógł zadawać pytania świadkowi), będzie to proces dla bogatych (zapominając choćby o tym, że każdy, bez względu na dochody, będzie mógł poprosić o obrońcę z urzędu), że prokurator nie da sobie rady w roli oskarżyciela publicznego (zapominając choćby, że będzie mniej spraw w sądzie) czy też w końcu – że będzie mnóstwo uniewinnień (zapominając choćby, że znaczna większość wyroków będzie zapadać przy dobrowolnym poddaniu się karze). W końcu zarzucono, że sąd nie będzie mógł korzystać z dowodów zgromadzonych nielegalnie.

Nielegalne dowody

To ostatnie, o czym w artykule pt. Temida bez dowodów" w „Rzeczpospolitej" z 17 czerwca 2015 r. pisze Marek Domagalski, jest szczególnie zastanawiające. Oznaczałoby to, że dzisiaj, wobec jednoznacznego brzmienia art. 7 Konstytucji RP, czyli zasady legalizmu zakładającej, że organy działają jedynie na podstawie prawa i w granicach prawa, można skutecznie oskarżyć daną osobę na podstawie wyników bezprawnego działania śledczych. Ot, dla przykładu, można poddać świadka torturom i spisać zeznania do protokołu pod rygorem odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, albo odebrać wyjaśnienia od podejrzanego, nie pouczywszy wpierw o prawie do obrońcy czy prawie do odmowy składania wyjaśnień.

Tymczasem nowela kodeksu postępowania karnego tego rodzaju działania ma rzekomo ukrócić i pozbawić sąd narzędzi, by winnych skazać. Nie martwiłoby mnie to tak bardzo, gdyby nie to, że do grona osób, które wypowiadają się niekoniecznie kompetentnie o przepisach nowelizacji dołączają często praktycy, którzy przepisy te będą stosować.

Spójrzmy zatem raz jeszcze na przepis, który ma odebrać sądom możliwości korzystania z nielegalnych dowodów. Chodzi oczywiście o art. 168a kodeksu postępowania karnego, zgodnie z którym: „Niedopuszczalne jest przeprowadzenie i wykorzystanie dowodu uzyskanego do celów postępowania karnego za pomocą czynu zabronionego, o którym mowa w art. 1 § 1 kodeksu karnego". Z tej regulacji kilka rzeczy wynika w sposób dość oczywisty.

Co mówi art. 168a

Po pierwsze, że jest to kategorialny zakaz dowodowy. Wykazanie, że dany materiał dowodowy związany z wnioskiem na konkretną tezę dowodową jest uzyskany nielegalnie powoduje, że nie może być włączony w podstawę orzeczniczą sądu w konkretnej sprawie. To rzeczywiście przerażające, zwłaszcza jeśli pomyślimy o sobie jako o potencjalnych oskarżonych.

Po drugie, że chodzi jedynie o dowody uzyskane „do celów postępowania karnego", a zatem nie ma tu mowy o takim materiale dowodowym, który choć u genezy, bez związku z procesem karnym, nie mógł wykazać się przesłanką legalności, został następnie dla niego zabezpieczony i wprowadzony do procesu karnego.

Co z nagraniami

W tym ostatnim warunku kryje się pewna trudność i z niej wynika częste nieporozumienie. Ujmując tę rzecz możliwie najprościej: osławione nagrania polityków rozmawiających o poważnych sprawach w miejscach nieinstytucjonalnych byłyby objęte zakazem dowodowym, gdyby nielegalnych nagrań dokonały w związku z prowadzonymi czynnościami operacyjnymi służby państwa. Nastąpiłoby to np., gdyby jedna z agencji, wiedząc, że do pewnej salki w pewnej restauracji przychodzą politycy i biznesmeni, bez uzyskania zgody prokuratora w związku z wszczętym postępowaniem karnym, zamieściła rejestrator i nagrywała rozmowy wszystkich, by nagrać tego właściwego, o którym wcześniej nie wiedziała. Przypomina to zresztą znakomitą scenę w filmie „Szakal", gdzie prowadzący sprawę inspektor na posiedzeniu rządu puszcza rozmowę jednego z ministrów z bliską mu osobą, w której ujawnia dane objęte tajemnicą. Premier pyta się go, skąd wiedział, kogo nagrywać. Po czym pada odpowiedź: „Nie wiedziałem". Załóżmy jednak, że do takich nagrań by doszło i służba powzięłaby wiedzę o treści konkretnej rozmowy. Wówczas mogłaby na podstawie tej wiedzy operacyjnej wszcząć postępowanie w sprawie i zgromadzić legalne dowody.

Po drugie, zabezpieczone nagrania w sprawie afery podsłuchowej mogą być bezpośrednio dowodem i w sprawie nagrywania, i w sprawie ich treści, bo nie jest to dowód z nielegalnego podsłuchu, ale dowód z zatrzymania rzeczy zrealizowany przez funkcjonariuszy na podstawie postanowienia właściwego organu. Dowód ten jest zatem w pełni uprawniony i bez żadnych przeszkód może być wykorzystany w postępowaniu karnym.

Zakaz zatrutego drzewa

Po trzecie, wbrew powszechnej nomenklaturze nie jest to „zakaz owoców zatrutego drzewa", ale „zakaz zatrutego drzewa". To znaczy, że objęto tym zakazem przede wszystkim dowody uzyskane bezpośrednio z czynu zabronionego, np. wykradzione przez oskarżonego dokumenty z urzędu publicznego, których nie zabezpieczył w swoim postępowaniu prokurator. Nie dotyczy ów zakaz natomiast dowodów uzyskanych bezpośrednio zgodnie z prawem, ale których pozyskanie było możliwe dzięki wiedzy uzyskanej przez stronę postępowania niezgodnie z prawem (wówczas byłby to właśnie zakaz „owocu" zatrutego drzewa).

Skąd taki zakaz? Wbrew tezie krytyków nie jest jego celem nowe związanie rąk organom ścigania czy sądowi. Przede wszystkim jest on nakierowany na stronę nieinstytucjonalną, czyli pokrzywdzonego i oskarżonego. W sprawach skierowanych do sądu po 1 lipca 2015 r. (a zatem nie we wszystkich!) ciężar dowodzenia winy, a zatem w odniesieniu do głównego przedmiotu procesu, spoczywać będzie na prokuratorze, nie na sądzie. Jednakże w odniesieniu do konkretnych twierdzeń stron taki obowiązek wykazania prawdziwości lub wiarygodności tezy będzie spoczywał na stronie, która złożyła wniosek dowodowy, a więc i na prokuratorze, jak również obronie czy pełnomocniku pokrzywdzonego. Zakaz z art. 168a kodeksu postępowania karnego zabezpiecza właśnie przedmiot procesu przed wprowadzaniem dowodów nielegalnych, uzyskanych z obu stron. Dzisiaj ten zakaz był wywodzony z uprawnienia do działania zgodnego z prawem organu ścigania, stąd nielegalność pozyskania dowodu przez taki organ była podstawą do zarzutu obrazy prawa procesowego, o ile dowodu nie walidował sąd, przeprowadzając go na nowo.

Wniosek wydobywczy

Dla strony nieinstytucjonalnej korelatem takiego zakazu są dwie nowe instytucje, a mianowicie możliwość złożenia tzw. wniosku wydobywczego na etapie postępowania przygotowawczego i sądowego. Strona może zwrócić się odpowiednio do prokuratora o przeprowadzenie dla niej dowodu (np. pozyskanie billingu rozmów telefonicznych), a jeżeli ten odmówi, musi skierować ten wniosek do sądu, przesyłając go wraz z aktem oskarżenia. Na etapie sądowym strona może się zwrócić do sądu o sprowadzenie dla niej konkretnego materiału dowodowego (np. takiegoż billingu) w związku z zamiarem złożenia wniosku dowodowego. I sąd, mocą urzędu, taki dowód zabezpiecza i przekazuje do dyspozycji stron. W tym zakresie można powiedzieć, że to ostatnie rozwiązanie nie zostało dostatecznie obudowane procesowo i praktyka będzie musiała wykształcić sposób postępowania z tym materiałem dowodowym, w szczególności przyjąć, że trzeba go udostępnić obu stronom, dbając o równość broni uczestników sporu.

Wyciek akt

Przy okazji chciałem się odnieść jeszcze do jednego zarzutu, który w ostatnich dniach padł ze strony prokuratora generalnego. A mianowicie mam na myśli tezę, jaką sformułował względem Sejmu Andrzej Seremet. Stwierdził, że prokurator jest zobowiązany zapewnić stronom dostęp do akt, umożliwić kopiowanie, a w końcu – nie ma możliwości odmówić stronie takiego dostępu. W ten to sposób, jak tym razem pisała Agata Łukaszewicz w „Rzeczpoepolitej" z 15 czerwca 2015 r. z akt postępowania przygotowawczego będą wyciekać różne dokumenty i oświadczenia, a także dane osobowe. Rzeczywiście, przepis art. 156 § 5 k.p.k. uległ zmianie, choć w większości weszła ona już dawno w życie, bowiem w czerwcu 2014 r. Zmiana wynikała z implementacji skutków wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Uznał, że arbitralne wyłączenie jawności dowodów popierających wniosek o tymczasowe aresztowanie jest niezgodny z konstytucją. Nie pozbawiła ona prokuratora prawa do odmowy dostępu do akt lub jego ograniczenia w takim zakresie, w jakim zachodzi potrzeba zabezpieczenia toku postępowania lub ochrona ważnego interesu państwa. A czymże jest treść rozmów ministrów konstytucyjnych nagrana nielegalnie i dotycząca przewodnich interesów państwa? Zapomniano również, że w wyniku noweli dane osobowe świadków i pokrzywdzonych są wpisywane do odrębnego formularza i przechowywane poza aktami głównymi, stąd kopiowanie nie może prowadzić do ich ujawnienia.

Od wielu miesięcy w środowisku osób w jakiś sposób związanych z nowelizacją błagamy o to, by zamiast dłubać palcem w cegle, aż pokaże się dziura, zacząć te cegły ustawiać w mur i tam, gdzie jest wątpliwość, dopasowywać je, poszukując racjonalnej interpretacji, która nada przepisom operatywność. Z pewnością zawiera ona jakieś błędy, jak każde dzieło ludzkie, nie wszystkie rozwiązania są optymalne. Jednak nie jest ona irracjonalna, szkodliwa i dogmatyczna, pozbawiona wyobraźni stosowania prawa. Tak jednak często powtarza się te niesprawiedliwe oskarżenia, że coraz łatwiej w nie uwierzyć.

Autor jest profesorem, adwokatem, associate partnerem w kancelarii Prof. Marek Wierzbowski i Partnerzy, członkiem Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego, w latach 2011–2014 wiceministrem sprawiedliwości

Konsumenci
Sąd Najwyższy orzekł w sprawie frankowiczów. Eksperci komentują
Prawo dla Ciebie
TSUE nakłada karę na Polskę. Nie pomogły argumenty o uchodźcach z Ukrainy
Praca, Emerytury i renty
Niepokojące zjawisko w Polsce: renciści coraz młodsi
Prawo karne
CBA zatrzymało znanego adwokata. Za rządów PiS reprezentował Polskę
Aplikacje i egzaminy
Postulski: Nigdy nie zrezygnowałem z bycia dyrektorem KSSiP