Najnowsze policyjne statystyki są przerażające. Bilans majówki 2013 r. wypadł tragicznie – 77 osób zginęło, 949 zostało rannych w 742 wypadkach. Powód? Brawura i nadmierna prędkość. Do wypadków doszło w ciągu dziewięciu dni majowego weekendu. Ponad 4,5 tys. kierowców wpadło na prowadzeniu auta po pijanemu.
Te liczby wskazują, że kierujący nie boją się ani mandatów, ani punktów karnych. Za kilka wykroczeń konto kierowcy może zostać uszczuplone nawet o 1 tys zł. Podczas jednej kontroli niezdyscyplinowany może zebrać komplet (24 i 20), a nawet więcej punktów karnych. To jednak nie działa.
Miały zadziałać fotoradary. Wprowadzono je na większą skalę w lipcu 2011 r. Powstało nawet specjalne Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym, a potem sukcesywnie dokupowano następne urządzenia. Dziś sama Inspekcja Transportu Drogowego ma ich ponad 300. Kiedy kierowcy buntowali się przeciwko kolejnym fotoradarom, ich zwolennicy przywoływali zagraniczne sukcesy. Tak np. w Niemczech, które najwcześniej wprowadziły ten system, jeszcze kilka lat temu było blisko 9 tys. ofiar śmiertelnych rocznie. Dziś jest niespełna 5 tys. We Francji liczba ofiar od 2001 r. spadła z blisko 9 tys. do 4 tys. w 2008 r.
W Polsce fotoradary nie zadziałały ani na portfele, ani na wyobraźnię kierowców. Powody mogą być dwa. Albo system się u nas nie sprawdził, a kierowcy sprawnie unikają urządzeń, albo potrzeba lat, by stan bezpieczeństwa na polskich drogach naprawdę się poprawił. Zwolennicy kupowania i montowania nowych urządzeń twierdzą, że zmiana mentalności wymaga lat. Poprawę ma też przyspieszyć podwyżka mandatów karnych, o której coraz głośniej słychać w Sejmie.
Przeciwnicy kolejnych fotoradarów wołają o lepsze drogi i właściwe ich znakowanie. Przekonują też, że właśnie na to powinny pójść pieniądze zebrane za przekroczenie prędkości.