Unijna dyrektywa o ściganiu sprawców wykroczeń drogowych zmusza nas do zmiany krajowych przepisów.
Polska musi stworzyć krajowy punkt kontaktowy, który będzie się zajmował udostępnianiem danych o cudzoziemcach, którzy złamali przepisy na naszych drogach. Minister transporu podał, że łączne koszty przygotowania technicznego do sprawnego ściągania mandatów z cudzoziemców w latach 2013–2016 wyniosą od 1,5 mln zł do 3 mln zł. Szacowane wpływy miałyby przekroczyć 7,7 mln zł. Udałoby się więc zarobić.
Resort finansów chce jednak wiedzieć, jak te kwoty będą wyglądały w rozbiciu na pojedyncze lata i kto sfinansuje przygotowania. Wytyka też autorom projektu niedociągnięcia. Minister transportu, licząc koszty budowy i wdrożenia Systemu Informatycznego Centralna Ewidencja Pojazdów i Kierowców (CEPIK), w tym obsługi zapytań przychodzących z zagranicy, nie policzył, ile nasze służby (policja, Inspekcja Transportu Drogowego i straże miejskie) będą musiały wydać na kierowanie zapytań do CEPiK.
W liczeniu skutków finansowych ustawy nie wzięto też pod uwagę, ile stracą albo zarobią straże miejskie. Ich mandaty wpływają bowiem dziś do budżetów samorządów.
I rzecz najważniejsza. MF podkreśla, że przygotowując projekt, autorzy wzięli pod uwagę jedynie wpływy z dwóch wykroczeń, jakie może ujawniać ITD, tj. przekroczenie prędkości i przejazd na czerwonym świetle. Tymczasem projekt dostowsujący nasze prawo do UE mówi też o jeździe bez zapiętych pasów bezpieczeństwa czy wymaganego dla motocyklistów kasku ochronnego. Dotyczy to nie tylko kar nakładanych w trybie wykroczeniowym, ale także administracyjnych.