205 punktów karnych w dziesięć minut – z takim wynikiem jeden z kierowców zakończył niedawno podróż po polskich drogach. To niejedyny ostatnio taki rekord. 160 punktów uzbierał motocyklista, który na niespełna kilometrowym odcinku popełnił aż 20 wykroczeń.
Policja chce być bardziej stanowcza. Komenda Główna przygotowała propozycje zmian.
– Funkcjonariusz drogówki zatrzymujący kierowcę popełniającego drastyczne wykroczenie, którym stwarza zagrożenie nie tylko dla siebie, powinien móc na miejscu odebrać mu prawo jazdy na krótki czas, np. miesiąc czy dwa. Tak ku przestrodze, by kierowca miał szansę zobaczyć, jak się żyje bez samochodu – mówi Mariusz Sokołowski, rzecznik KGP.
Dzisiaj w Polsce kierowca traci od razu prawo jazdy tylko w dwóch przypadkach: gdy jest nietrzeźwy lub gdy zachodzi podejrzenie, że ten dokument został podrobiony. W takiej sytuacji policja zatrzymuje go fizycznie, ale zabiera sąd (orzekając zakaz prowadzenia) dopiero po kilku miesiącach. Oznacza to, że w okresie oczekiwania na decyzję sądu kierowca nie posiada wprawdzie dokumentu, ale nie ma zakazu prowadzenia samochodu. Dlatego, gdy zdecyduje się jeździć, grozi mu tylko mandat za brak dokumentu.
Funkcjonariusze podkreślają, że aby kara była skuteczna, musi być nie tylko dolegliwa, ale i szybka. Po kilku miesiącach nie jest tak dolegliwa jak natychmiastowe odebranie prawa jazdy.