Straż śle zdjęcia z fotoradaru a Inspekcja nie

Kierowca, który przekroczy prędkość, powinien ustalić, do kogo należy fotoradar. Dużo od tego zależy

Publikacja: 16.03.2013 09:02

Mateusz B. jest zawodowym kierowcą, w związku z czym dużo podróżuje po kraju. Czasami przekracza dozwoloną prędkość, czego konsekwencją  są mandaty. Pyta, jak to możliwe, że raz z wezwaniem do wskazania kierowcy dostaje zdjęcie z fotoradaru, a innym razem  nie.

Zastanawia się też, czy kiedy zdjęcia nie ma, może odmówić wskazania kierowcy lub podważać fakt popełnienia wykroczenia, bo przecież nie ma dowodu, że to jego samochód został namierzony.

Z fotką lub bez

Sytuacja jest rzeczywiście skomplikowana, ale decyzję o przyjęciu mandatu lub odmowie czytelnik musi podjąć sam. Powinien jednak pamiętać, że od 1 lipca 2011 r. karanie za przekroczenie prędkości przejęła Inspekcja Transportu Drogowego. Nadal jednak mandaty wystawia też straż miejska. Kierowcy przekraczający dozwoloną prędkość namierzeni przez stacjonarny fotoradar mogą więc dostawać  mandaty od obu służb.

Procedury karania kierowców złapanych na fotoradar przez straż miejską  i inspekcję nie są jednak identyczne.

Początek jest w działaniu obu służb taki sam: wszystko zaczyna się od zrobienia zdjęcia, czyli od zarejestrowania wykroczenia.

Każda przesyłka od inspekcji składa się z wezwania właściciela pojazdu do wskazania kierującego nim lub jego użytkownika oraz z formularza oświadczenia. W wezwaniu (do którego straże miejskie dołączają zdjęcie, a inspekcja nie) znajduje się skrócony raport (podany jest jego numer) z fotoradaru, a w nim  data, godzina, numer zdjęcia, miejsce, numer rejestracyjny i marka pojazdu.

W raporcie musi się także znaleźć dopuszczalna prędkość w miejscu kontroli, zarejestrowana prędkość i przekroczenie, jakiego dopuścił się kierowca.

Nie tylko prędkość

Na druku pojawić się też muszą: typ i numer fotoradaru oraz okres ważności świadectwa jego legalizacji.

W przyszłości wezwania będą dotyczyć także niezastosowania się przez kierowcę do sygnalizacji świetlnej (przejazd na czerwonym świetle).

Po odebraniu przesyłki kierowca ma tydzień na jej wypełnienie i odesłanie do straży lub Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego (tu bowiem działa Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym). Jeśli tego nie zrobi, zostanie wezwany (odrębnym pismem) do osobistego stawiennictwa w charakterze świadka w GITD. Obecność w stolicy jest wówczas obowiązkowa.

Kiedy wydać kierowcę

Do każdego wezwania dołączony jest formularz oświadczenia składający się z części A, B, C i części wolnej, przeznaczonej na ewentualne wyjaśnienia. Należy pamiętać, że wpisy, których dokonali na tym formularzu właściciel/posiadacz pojazdu lub kierowca, będą stanowić oświadczenie woli tych osób. Nie są więc honorowane przesyłane do GITD kserokopie wypełnionych oświadczeń ani oświadczenia przesłane faksem czy e-mailem.

Finał sprawy zależy od decyzji właściciela pojazdu. Może wskazać kierującego i wówczas to on dostanie mandat. Może sam przyznać się do prowadzenia auta. Ma także inne wyjście: powiedzieć, że nie wie lub nie powie, kto prowadził jego auto konkretnego dnia. I ta ostatnia sytuacja wymaga przemyślenia. Jeśli fotoradar należy do straży miejskiej, sprawa na pewno znajdzie swój finał w sądzie. Właściciel auta zostanie obwiniony o nieujawnienie danych kierowcy. Tu grzywna może wynieść do 5 tys. zł.

Na polskich drogach jest ponad 500 stacjonarnych fotoradarów

Jeśli jednak urządzenie należało do Inspekcji Transportu Drogowego, to sytuacja może wyglądać różnie. Nawet jeśli inspektor sporządzi wniosek o ukaranie właściciela, sąd może sprawę umorzyć. Część sądów w Polsce uważa bowiem, że inspekcja nie ma prawa do występowania z wnioskiem o ukaranie właśnie w sprawach o niewskazanie kierującego.

„Nie" dla mandatu

Nawet jeśli kierowca w pierwszym odruchu odmawia przyjęcia mandatu, to często po kilku godzinach, a czasem dniach, zgłasza się po niego do komisariatu.

Jeśli jednak nie zgodzi się z decyzją policjanta, sprawa skończy się w sądzie. Policjant sporządza wniosek o ukaranie, który wędruje do sądu. Trafi tam też cała dokumentacja (fotografie, zeznania świadków itd.). Świadkami na sprawie często są policjanci z patrolu, którzy przyłapali kierowcę na wykroczeniu.

Grzywna orzeczona przez sąd jest na ogół tej samej wysokości co mandat proponowany przez policjanta. Do tego dochodzą jednak koszty postępowania (ok. 100 zł). A jeśli za wykroczenie zostały przewidziane także punkty karne, to bez względu na to, czy sprawą zajmie się sąd czy policjant, i tak obciążą konto kierowcy. Bardzo rzadko przed sądem zdarzają się uniewinnienia.

Nad decyzją o przyjęciu mandatu trzeba się jednak poważnie zastanowić. Przyjęty mandat bowiem bardzo trudno uchylić. Jest to możliwe tylko wtedy, gdy policjant czy strażnik miejski nałożą grzywnę za coś, co nie jest wykroczeniem. Na przykład wypiszą mandat za parkowanie w strefie zakazu, a okaże się, że w miejscu, w którym kierowca zaparkował, taki zakaz nie obowiązuje.

Jeśli mandat wystawi inspekcja, kierowca musi się liczyć z tym, że jego kwota zostanie ściągnięta z nadpłaty podatku.

masz pytanie, wyślij e-mail do autorki, a.lukaszewicz@rp.pl

Konsumenci
Pozew grupowy oszukanych na pompy ciepła. Sąd wydał zabezpieczenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Sądy i trybunały
Dr Tomasz Zalasiński: W Trybunale Konstytucyjnym gorzej już nie będzie
Konsumenci
TSUE wydał ważny wyrok dla frankowiczów. To pokłosie sprawy Getin Banku
Nieruchomości
Właściciele starych budynków mogą mieć problem. Wygasają ważne przepisy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Prawo rodzinne
Przy rozwodzie z żoną trzeba się też rozstać z częścią krów