Depresja sześciolatków, zdenerwowanie spowodowane niedoborem magnezu i „konar, który nie płonie" – to niektóre z nieistniejących jednostek chorobowych, wprowadzone do powszechnej świadomości przez reklamy suplementów diety. Zdaniem aptekarzy bez zmiany prawa, które umożliwiałoby skuteczne karanie za nieuczciwą reklamę, pacjenci będą wprowadzani w błąd, a producenci suplementów zwiększą miliardowe obroty.
Polskie eldorado
Blisko 76 proc. Polaków zażywa leki lub suplementy diety – wynika z raportu „Ochrona zdrowia w gospodarstwach domowych w 2016 r.", opublikowanego przez Główny Urząd Statystyczny (GUS). Częściej zażywały je kobiety (82,3 proc.) niż mężczyźni (69,2 proc.). Proporcja leków do suplementów diety nie jest znana, eksperci przypuszczają jednak, że wkrótce się ona wyrówna. Jak wynika z raportu Najwyższej Izby Kontroli o dopuszczaniu do obrotu suplementów diety, konsumenci spożywają ich coraz więcej, traktując nierzadko jako panaceum na różne dolegliwości. I choć prawo wyraźnie rozgranicza je od leków, konsumenci mogą mieć co do tego wątpliwości, bo suplementy sprzedawane są w przebraniu farmaceutyków – w postaci tabletek, kapsułek czy saszetek, którym towarzyszy ulotka. Zdaniem NIK w zestawieniu z nieuczciwą, wprowadzającą w błąd reklamą daje to mylne wyobrażenie o ich właściwościach leczniczych. – Udawanie leku to dla suplementu najlepsza reklama. Już samo opakowanie sprawia, że pacjent zaczyna wierzyć w jego lecznicze właściwości – mówi Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej (NRA).
To jednak, jego zdaniem, tylko jedna z nieuczciwych praktyk producentów suplementów:
– Gdyby zaufać reklamom suplementów, trzeba by powiększyć Międzynarodową Statystyczną Klasyfikację Chorób i Problemów Zdrowotnych ICD-10 o kilka nowych pozycji. O depresji sześciolatków, wynikającej z rzekomego niedoboru magnezu, wielu psychiatrów dowiedziało się właśnie z reklamy. Nie mówiąc o cudownej metodzie leczenia zespołu niespokojnych nóg suplementem bez recepty. Tymczasem to poważne schorzenie psychiatryczne, wymagające leczenia środkami psychotropowymi – tłumaczy Marek Tomków. Farmaceuta zżyma się także na środki, które obiecują, że „konar, ponownie zapłonie", czy oferują jedno rozwiązanie na objawy mogące wiązać się z wieloma schorzeniami, takimi jak drażliwość, zmęczenie i bóle mięśni. – Reklamy sugerują, że suplementy działają jak leki, co może doprowadzić do niebezpiecznej sytuacji, w której pacjent rezygnuje z wizyty u lekarza, zamiast tego kupując suplement diety. Albo nabierze przekonania, że pigułka jest odpowiedzią na wszystkie problemy, a jej zażycie sprawia, że nie trzeba już stosować diety czy wprowadzać aktywności na świeżym powietrzu – mówi Marek Tomków.
Polska to dla producentów suplementów diety prawdziwe eldorado. Według danych Komisji Europejskiej już w latach 1997–2005 ich rynek wzrósł o 219 proc. i był to najwyższy wzrost wśród wszystkich państw Unii Europejskiej.